Problem z 3D w filmach nie polega na tym, że jest słabe, tylko że jest słabo robione. Spójrzcie jak by to mogło wyglądać i powiedzcie – czy byście tego nie chcieli?

Pod koniec ubiegłego roku pisałem o tym, że 3D nadal ma sens, tylko już się znudziło. W kinach nadal nosimy okulary, telewizory ciągle wspierają obraz stereoskopowy, ale nikogo to już nie podnieca. Winni są twórcy, którzy kilka lat temu uparli się, by nie traktować trójwymiaru jak cyrkowej sztuczki i nie stosować „tanich sztuczek” z obrazem wychodzącym w stronę widza.

Problem w tym, że 3D w kinie jest taką sztuczką, którą trzeba epatować! Tylko wtedy nasze mózgi je wyraźnie zauważają i nie przyzwyczajają się do efektu. Tylko wtedy robi to wrażenie. Dzisiaj takie zabiegi widać prawie wyłącznie w niskobudżetowych horrorach i filmach animowanych. Efekt – 3D już dawno przestało być podniecające. A mogłoby być!

Wczoraj na Redit wybuchł temat Split Depth Gifów. To ruchome obrazki zmienione w taki sposób, by imitowały dobre 3D. Spójrzcie na kilka z nich:

Apollo 13

 

Bad Boys

 

Brave

 

Wydra

 

Attack on Titan

 

Avengers

 

Epoka lodowcowa

Wygląda nieźle, prawda? W kinie mogłoby być podobnie. Oczywiście w poważnych filmach. Dla zabawy. Nie chcę widzieć takich kuglarskich efektów w Whiplashu czy innym, ambitnym kinie. Ale w Transformerach, Pacific Rim, Hobbicie, głupich komediach i filmach akcji? Czemu nie!

Od dawna powtarzam, że 3D w kinie ma tylko sens, jeśli raz na jakiś czas element obrazu wyjdzie bardzo mocno z ekranu i ukłuje nas w nosy. Wtedy efekt „wow” jest absolutnie rewelacyjny i nie nudzi się. Co smutne wielokrotnie widzieliśmy już takie efekty. W kinowym Beowulfie włócznia jednego z wojów wychodziła wprost na widzów. W Potwory kontra Obcy to samo działo się z gumową piłeczką. Raz na jakiś czas serwuje się nam taki efekt i zawsze wygląda nieźle. Niestety nic nie wskazuje na to, byśmy mieli zobaczyć takie „cyrkowe sztuczki” w dużych produkcjach zasłużonych reżyserów.

Szkoda. Czasem cyrk, to po prostu fajna zabawa.