Są technologie, które lubię bardziej od innych. Wszystkie z nich opiszę w nowym cyklu. Opiszę subiektywnie, bo jak sam tytuł wskazuje, to MOJE ulubione technologie. Można się nie zgadzać i wykłócać. Dzisiaj – Ambilight.
Gdzie pisałem o Ambilight?
Stałych czytelników Obywatela HD moja opinia nie zdziwi. Pozytywnie na temat technologii Ambilight wyrażałem się już przy okazji testów telewizorów:
O co chodzi?
Ambilight to technologia stworzona w 2002 roku przez Philipsa. Jest to dodatkowe źródło światła umieszczone z tyłu obudowy telewizora, które zmienia barwę światła dynamicznie w zależności od tego co widać na ekranie. Kiedyś światło rzucały lampy CCFL, dzisiaj są to diody LED umieszczone po bokach obudowy lub na jej środku. Póki co ten drugi układ jest tylko w modelu Philips 8708S Elevation, który dla Was testowałem.
Pomysł jest prosty i genialny zarazem. Telewizor może „wiedzieć” gdzie wyświetla różne kolory, więc czemu by tych informacji nie wykorzystać? System rozwijał się przez lata, telewizory z Ambilight robiły się chudsze, dodawano oświetlenie na kolejne boki, nowe tryby i funkcje, ale trzon pomysłu pozostał niezmienny od 12 lat. Światło jest rzucane na ścianę za telewizorem, system dostosowuje kolor do oglądanej treści, a widz ma wrażenie, że obraz poszerza się poza granice wyznaczone przez obudowę.
Technologia jest chroniona patentami i raczej się to nie zmieni, bo to jedna z opcji odróżniających telewizory Philipsa od sprzętu innych marek. Dla odbiorców może to być niewygodne, bo część z nich mogłaby chcieć wybrać telewizor innej marki z Ambilightem. Philips jednak ani myśli wypuszczać z rąk tego asa. Czym wygrywa niejedno starcie. Dlaczego?
Czemu Ambilight to jedna z moich ulubionych technologii?
Odpowiedź jest bardzo prosta – bo to jedyny w swoim rodzaju system, który może zmienić sposób w jaki definiujemy dobre kino domowe.
Producenci telewizorów od zawsze konkurują ze sobą na jakość obrazu i dźwięku. Od kilku lat muszą jednak szukać nowinek gdzie indziej, bo rynek jest trudny, a odbiorcy spragnieni gadżetów. Żyjemy więc w czasach, w których o wyborze telewizora często decydują dodatki. Puryści się na to straszliwie pienią. Ja doskonale rozumiem. Przeciętny odbiorca często nie jest w stanie dostrzec różnicy w jakości obrazu między wieloma modelami. Kieruje się więc ceną, stylistyką i dodatkami. To właśnie dlatego producenci podkradają sobie patenty, co roku zarzucają nas propozycjami nowych rozwiązań, a często nawet przekonują do funkcji, których praktyczne zastosowanie jest dyskusyjne. Chodzi o to by mieć więcej nowinek i zaoferować coś wyjątkowego.
U Philipsa jest to właśnie Ambilight.
Zapewne nie każdemu się spodoba, ale ja uważam, że z dostępnych na rynku „gadżetów” upychanych do telewizorów, jest jednym z najciekawszych. Chodzi o wpływ na odbiór treści. Obraz na ekranie wydaje się wychodzić poza matrycę, cały pokój bierze udział w seansie, a widz powoli się do tego przyzwyczaja. Testując Philipsa 8008 po trzech dniach intensywnej zabawy ze sprzętem zrobiłem sobie mały test. Na wieczorny seans wyłączyłem Ambilight. Różnicę poczułem momentalnie.
Telewizory Philipsa mają swoje zalety i wady, ale Ambilight wydaje się odrywać od marki. Gdyby tę samą funkcję miał inny producent, pisałbym teraz o jego sprzęcie. Philips ma szczęście, że to on pierwszy stworzył coś takiego i rozwijał przez ostatnią dekadę. Dzięki temu dzisiaj mogę go pochwalić i pogratulować. Ambilight to jedna z moich ulubionych technologii w telewizorach.
Czekam na Wasze opinie i typy. Kolejny odcinek nowego cyklu już wkrótce…
PS specjalnie dla czytelnika Mareczka82 dwie nowe fotki Ambilighta, których nie publikowałem jeszcze na blogu. Spełniam Wasze marzenia ;)