Nadeszły czasy, gdy każda średnia i duża firma, która ma ochotę stworzyć swoją platformę dla filmów, seriali i gier może to zrobić. Amazon dołącza do wyścigu z „pudełkiem” Fire TV. Boję się, że tym razem od przybytku mogą rozboleć nas głowy.
Najpierw spójrzmy na nowość Amazona w telegraficznym skrócie:
- Specyfikacje – procesor quad-core, WiFi, Bluetooth, 2 GB pamięci, wsparcie dla sygnału Full HD
- Możliwości – streaming z Hulu, Netflix, WatchESPN, MLB, Crackle, MLB, Vimeo, NBA i YouTube, wyszukiwanie głosowe (mikrofon w pilocie), dostęp do usług Amazona (chmura, Prime itp.)
- Otwarta architektura – Android i HTML
- Cena 99 dolarów za pudełko i 39,99 za kontroler
Mówiąc krótko, Amazon wziął przykład np. z Google i jego przystawki Chromecast tworząc niewielkie urządzenie mające zaoferować nam to, co komórki i tablety.
Oto największa ironia urządzeń tego typu. Wszystkie z nich nie prezentują technicznie nic więcej, niż dobry smartfon działający na Androidzie. Amazon atakuje co prawda nie tylko konkurencję od streamingu filmów i seriali, ale również producentów konsol do gier. Do Amazon Fire TV będzie można dokupić widoczny powyżej kontroler i zagrać np. w Minecrafta, gry Double Fine czy 2K. W przyszłości zapewne również dziesiątki innych tytułów, skoro urządzenie działa pod Androidem.
Ale to również nie jest nic niesamowitego. System Android pozwala na podłączenie do komórki czy tabletu myszki lub pada już od dawna. Mało kto tego używa, bo to sprzęt mobilny z niewielkim ekranem trzymanym blisko twarzy. Jednak jeśli komórkę podpięlibyście do telewizora np. przez Miracast, a następnie wykorzystali kontroler z Bluetoothem, to efekt byłby dokładnie taki sam. Android jest systemem tak otwartym, że przecież te same funkcjonalności widać w telewizorach wyposażonych w niego.
Amazon nie odkrywa więc Ameryki. Od strony technologicznej nie tworzy absolutnie niczego nowego. Walkę z konkurencją będzie prowadził za pomocą oferty programowej i rozbudowanej infrastruktury.
Odpowiedź na pytanie co nam to daje, jest więc banalnie prosta – dostęp do usług znanych z komputera i tabletu na telewizorze. Aktualnie oczywiście głównie dla Amerykanów, bo to oni najbardziej kochają Netflixa, Hulu itp. Amazon lubi jednak podbijać cały świat, więc w przyszłości może i na Starym Kontynencie.
Problem jaki w tym widzę, to zbyt duży podział rynku. Lubię konkurencję, cieszę się, że duże firmy walczą na oferty, ale doszliśmy do momentu, gdy każda z nich tworzy dodatkowe urządzenia. Google ma Chromecasta, Apple swoje Apple TV, Amazon pokazał Fire TV, producenci telewizorów mają swoje zamknięte platformy Smart TV i zewnętrzne przystawki, nawet Sony nie uważa już, że jedna konsola stacjonarna wystarczy i oprócz usługi streamingu PlayStation Now oferuje mini konsolkę PlayStation Vita TV.
Lada chwila na podobny pomysł może wpaść Netflix, Microsoft, a może nawet konkretni nadawcy satelitarni i kablowi. Technologicznie nic nie stoi na przeszkodzie, by swoje „pudełka” zaprezentowało HBO, Showtime, vevo itp. Brzmi wariacko? Być może, ale stworzenie takiego sprzętu jest już tak proste, że czemu nie? Jest trend, są chętni odbiory… Do dzieła!
Konkurencja cieszy, ale boję się, że przez aż taką mnogość dojdziemy do sytuacji znanej z rynku Smart TV. Każdy będzie rozwijał swoje środowisko, a zarazem nikt nie będzie w stanie zaoferować wszystkiego. A przecież zamiast dodatkowego sprzętu pod telewizor wystarczyłaby dobra aplikacja mobilna i propagowanie takich standardów jak Miracast. Wtedy magicznym pudełkiem byłby nasz smartfon, tablet lub sam telewizor, a my nie musielibyśmy kupować dodatkowego sprzętu konkretnego producenta.
No właśnie. Nie musielibyśmy już nic kupować. To korporacjom raczej się nie podoba.