Wpis pochodzi z Multi-bloga.
Elektroniczne okulary Google Glass miały przynieść rewolucję. Obecnie wygląda na to, że zamiast niej może być rozczarowanie.
Pomysł jest znany od kilku miesięcy. Okulary z kamerą i mini wyświetlaczem nosimy tak samo jak tradycyjne szkła. W odróżnieniu od nich jesteśmy jednak w stanie nie tylko patrzeć na świat, ale również wchodzić z nim w interakcję. Robimy zdjęcia, nagrywamy filmy, sprawdzamy mapy, dzielimy się ze znajomymi ciekawymi chwilami itd. Wszystko to oczywiście szybko, wygodnie i bez konieczności sięgania po inne urządzenie.
Niestety im dalej w las, tym większe szanse na to, że wizja zaprezentowana przez samo Google na powyższym filmie nie będzie miała wiele wspólnego z realnymi możliwościami urządzenia. Przynajmniej nie w jego pierwszej wersji. W rozmowie z IEEE Spectrum Barbak Parviz z Google zasugerował, że w pierwszych modelach urządzenia funkcje rzeczywistości rozszerzonej nie będą dostępne.
Mimo iż rzeczywistość rozszerzona nie jest naszym głównym celem dla Google Glass, to sądzę, że w przyszłości się ona pojawi. Tak więc rzeczywistość rozszerzona jest podniecającą koncepcją gdy myślisz o kolejnych generacjach tego typu noszonej elektroniki
– powiedział Parviz.
Innymi słowy jedna z najciekawszych funkcji jakie może zaoferować ekran z kamerą umieszczony na głownie nie będzie dostępna na starcie.
Nie mówię, że Glass nie ma sensu bez funkcji poszerzania rzeczywistości o wirtualne informacje, ale boję się, że początkowe wizje twórców mogą nie dorosnąć do faktycznych możliwości. Aktualnie wygląda na to, że Glass będzie po prostu kamerą i komunikatorem noszonym na głowie. To sporo, bo teoretycznie może nadal pozwolić na odbieranie maili, wysyłanie zdjęć do sieci społecznościowych bez sięgania po komórkę czy śledzenie map GPS. Jednak wielokrotnie mówiłem o tym, że w przypadku projektów tego typu sam hardware nie jest już problemem. Cyfrowe okulary można kupić już bez problemu dzisiaj. Problemem jest brak odpowiedniego oprogramowania, które naprawdę urozmaicałoby nasze życie. Bez funkcji AR będziemy mieli to samo co w komórce, tylko po prostu z wolnymi rękoma.
Możliwe jednak, że moje niepokoje są przedwczesne. Prace nadal trwają.
Cały czas próbujemy nowych pomysłów na wykorzystanie tej platformy. W Google trwa obecnie wiele eksperymentów. Staramy się również by konstrukcja była bardziej odporna. Dotyczy to zarówno sprzętu jak i oprogramowania, tak byśmy pod koniec roku mogli wysłać do developerów pierwsze egzemplarze
– komentuje Parviz.
W dalszej wypowiedzi dodaje również, że obecnie Google Glass steruje się za pomocą panelu dotykowego. Firma bada też możliwość integracji komend głosowych oraz gestów wykonywanych głową.
Inne prace jakie trwają to:
- wydłużenie czasu działania na baterii do minimum jednego dnia,
- odbieranie i wysyłanie maili,
- sprawienie, by ekran noszony cały czas przed oczami nie powodował zawrotów głowy, dezorientacji itp,
- wyszukiwanie informacji za pomocą Google Glass.
Optymistycznie brzmi też plan udostępnienia producentom interfejsu do programowania aplikacji (API) w chmurze dzięki, któremu będą oni w stanie tworzyć programy dla Glass w prostszy i szybszy sposób. Oznacza to więc, że jeśli urządzenie stanie się popularne, to ma szansę na szerokie wsparcie twórców oprogramowania.
Koniec końców jest więc na co czekać. Mam tylko nadzieję, że gonione nowinkami konkurencji Google nie postanowi wydać swoich okularów „byle szybciej” w wersji mocno okrojonej. Nie chodzi przecież o to, by mieć na głowie aparat i ekran do SMS-ów. Liczy się wszystko inne. To czego nie jesteśmy w stanie zrobić za pomocą komórki lub mini kamery dla sportowców.
Liczyłem na platformę dla rzeczywistości rozszerzonej z prawdziwego zdarzenia. Wygląda na to, że raczej jej nie dostanę. W takim razie co?
Wpis pochodzi z Multi-bloga.