Niektórym babom warto próbować dać wycisk. To kształtuje charakter, sprawia, że pilates nie jest potrzebny i buduje rodzinne więzi. Powyższe sprawdza się jednak tylko gdy atakujący facet nie ma najmniejszych szans z białogłową i szybko ląduje na deskach z powybijanymi zębami. Doskonale rozumie to Steven Soderbergh, jeden z z moich ulubionych reżyserów, który w filmie „Haywire” spełnia marzenia zawodniczki MMA Giny Carano – by dostać w ryj i dać po mordzie na wielkim ekranie.

Film był w Polsce dystrybuowany jako „Ścigana”. Tytuł denny, ale nawet oddaje opowiadaną historię. Gina gra tutaj hiper-mega-wypaśną agentkę, która zostaje zdradzona i musi uciekać. Po drodze oczywiście walczyć, szukać winowajców, mścić się i trzaskać po mordach kogo się da. Fabułę można by spisać na jednej serwetce, ale na szczęście nazwisko reżysera gwarantuje, że nawet jeśli będzie to film ciągnięty akcją, to chociaż zrobiony ze smakiem. Steven Soderbergh umie bawić się konwencją i wykorzystywać wszystkie dostępne atuty. W przypadku tego filmu największym z nich jest sama Gina Carano.

Ta doświadczona zawodniczka boksu tajskiego i mieszanych sztuk walk nazywana twarzą kobiecego MMA, umie sprawić wrednemu facetowi taki łomot, że aż robi się go żal. Tylko trochę, bo oprócz Carano nie ma w tym filmie innej, istotnej postaci kobiecej, a prawie wszyscy samcy to skończone sukinsyny. Jeden bryzga jej w twarz kawą, inny trzepie od tyłu po łbie z zaskoczenia, kolejni chcą zadźgać lub zastrzelić. Nie trudno się domyślić, że koledzy mają pecha. Najlepiej podsumowuje to bohater grany przez Ewana McGregora.

Nie powinieneś myśleć o niej jako o kobiecie. To byłby twój pierwszy błąd.

Mimo to Carano jest kobietą. Większą, szybszą i groźniejszą niż zapewne co drugi facet czytający ten tekst, a już na pewno piszący go bloger, ale jednak kobietą. Jakimś cudem w przerwach między zakładaniem dźwigni i obijaniem twarzy przeciwników Carano udaje się być nawet seksowną.

Gina Carano

O „Ściganej” nie piszę jednak ze względu na walory estetyczne związane z obecnością ponętnej atletki. Po prostu dawno nie widziałem filmu akcji zrobionego tak bardzo z głową. Steven Soderbergh stawia całkowicie na styl. Podczas walk mamy długie ujęcia i szerokie, spokojne kadry. WRESZCIE! W czasach gdy w co drugim filmie akcji podczas strzelanin i walk wręcz zdjęcia i szybki montaż sprawiają, że w sumie nic nie widać, w „Haywire” jest odwrotnie. Dzięki Bogu, bo Carano umie pokazać tak piękny styl zabijania, że każda inna forma jego przedstawienia byłaby krzywdząca.

Gina Carano w pracy

Reżyser bawi się też obrazem i dźwiękiem. W jednej ze scen na kilka minut wyłącza prawie zupełnie audio opierając się wyłącznie na muzyce.

Soderbergh musi być kochany w Hollywood, bo mimo, że jego film nie jest żadnym blockbusterem, to ma w obsadzie więcej gwiazd niż nocne niebo na wsi. Są tu między innymi:

  • Gina Carano,
  • Ewan McGregor,
  • Channing Tatum,
  • Mchael Douglas,
  • Antonio Banderas,
  • Michael Fassbender,
  • Bill Paxton.

Do tego Eddie J. Fernandez, czyli jeden z najlepszych latynoskich kaskaderów na świecie, Michael Angarano znany z serialu „Will & Grace” i Anthony Brandon Wong, którego możecie kojarzyć jako Ghosta z dwóch ostatnich Matrixów.

Skład to tym bardziej imponujący, gdy dodam, że film kosztował tylko 23 miliony dolarów.

Haywire obsada

Film nie jest super nowy (ze stycznia tego roku), więc bez problemu dostaniecie go na Blu-ray w wypożyczalni czy na Allegro. Zachęcam, bo to prosta, ale ciekawie zrealizowana opowieść. Szczególnie polecam seans wszystkim wojującym feministkom. Po obejrzeniu będą miały kolejny argument do dyskusji o sile kobiet. Tym razem rozumianej dosłownie.

Kobiety należy bić, ale tylko gdy ma się do czynienia z kimś takim jak Gina Carano. Wtedy i tak nie ma się szans :)

 

P.S.

Przed seansem polecam 15. odcinek podcastu Masa Kultury, w którym Maciek Kwiatkowski opowiada o pracy kaskadera.