Od czasu zakładania konta Xboxa Live na polską Ambasadę w Londynie, nie zdarzyło mi się, by jakaś firma tak bardzo starała się zniechęcić mnie do swojej usługi. Kochany Netfliksie, proszę, błagam! Weź moje pieniądze!
Netflix wystartował w Polsce i zgodnie z moimi przewidywaniami niektórzy mniej zorientowani w temacie dziennikarze i blogerzy przeżyli szok, gdy zorientowali się że oferta Netflixa w naszym pięknym kraju jest znacząco słabsza niż w USA.
Ja byłem na to przygotowany. Mam VPN na trzy różne kraje, wiem w której przeglądarce działa Full HD, a w których telewizorach 4K, znam skróty klawiszowe i sztuczki. Jeśli też chcecie je poznać, to polecam Wam poradnik:
Netflix – 6 rzeczy, których możesz nie wiedzieć, a które wiedzieć warto
Mimo to Netflix usilnie stara się mnie do siebie zniechęcić, a tym samym zrezygnować z moich serdecznie oferowanych mu pieniędzy. Ostatnio dostawca treści zrobił to w kilku krokach:
- Polska oferta filmów i seriali miała być średnia, a okazała się żałośnie słaba. Tego się jednak spodziewałem.
- Później dowiedzieliśmy się, że w starszych produkcjach nie ma na starcie polskich napisów lub lektora. To mnie lekko zaskoczyło, ale się poprawia, więc daję im czas.
- Wreszcie Netflix zaczął silniej walczyć z VPN i wczoraj odciął mi dostęp do usługi z pełnym katalogiem treści.
Oczywiście rozumiem, że dostawca jest wiązany umowami licencyjnymi, regionalnymi prawami autorskimi itd. Nienawidzę regionalnych ograniczeń treści, ale moje odczucia w stosunku do nich nie są w stanie zmienić rzeczywistości. Firmy dzielą dostęp do filmów i seriali między siebie, szatkują prawa wedle uznania i nie dziwią już nawet tak absurdalne sytuacje, jak brak serialu House Of Cards, oryginalnej produkcji Netfliksa, we francuskiej wersji tej usługi lub jego dystrybucja w Polsce w telewizji nc+ na zupełnie innych warunkach. Co oczywiście przyczyniło się do popularności tego serialu w Polsce głównie na torrentach.
[cardoza_wp_poll id=1]
Wszystko to rozumiem. Nienawidzę, ale rozumiem. Tylko, że logika i znajomość rynku nie mają znaczenia w momencie, gdy kończę pracę i jestem po prostu zwykłym widzem. Wtedy zaczynam się wkurzać. Bo nawet jeśli mogę tę sytuację z bólem zaakceptować w przypadku znanych treści, takich jak na przykład serial Przyjaciele, który oglądam co roku z żoną…
…o tyle jeśli mój VPN na USA przestaje działać, a w polskim Netfliksie nie znajduję nawet mającego na karku 14 lat filmu Cypher, to chyba rozumiecie, że mniej chętnie sięgam po portfel.
Oczywiście jest jeszcze Smartflix, czyli jedna z najlepiej wypromowanych obecnie usług VPN działających z Netfliksem. Jej twórcy oferują ją teraz za darmo i obiecują aktualizację serwerów, jeśli Netflix zacznie ich blokować. Działa pięknie, no ale to tylko 720p (przeglądarka Chrome nie pozwala wyciągnąć więcej z Netflixa – pisałem o tym w poradniku) i nadal obchodzenie systemu, którego największą siłą powinna być prostota, cena i oferta.
Tak więc wyłączyłem ulubioną usługę VPN, która znalazła się najwyraźniej na czarnej liście Netfliksa, pogodziłem się z brakiem napisów i lektora, a na koniec zaakceptowałem z bólem niższą rozdzielczość. Zostały mi jeszcze dwa sezony Friendów do obejrzenia, więc głupio mi przerywać.
Cały czas nie mogę jednak strząsnąć z siebie uczucia, że to ja staram się coraz bardziej, by móc oddać im swoje pieniądze. Jestem tylko skromnym blogerem i mało wiem o świecie, ale czy nie powinno być odwrotnie?