Nie wierzę już recenzjom

Fot. na licencji CC Images_of_Money Flickr

Do śniadania czytam pierwszą na świecie recenzję gry Crysis 3 w nowym CD Action. Nakręcam się na ten tytuł jeszcze bardziej, ale przy okazji zauważam też, że ciężko mi już uwierzyć w opinie recenzentów. Też tak macie?

Autor CD Action zachwyca się nowym dzieckiem Cryteka i wystawia mu ocenę 9/10. Widziałem ten tytuł w akcji, grałem w betę i nie mam żadnych podstaw by sądzić, że to wynik zawyżony. Wręcz przeciwnie. CD Action nie ocenia gier bardzo surowo, ale Crysis 3 rzeczywiście zapowiada się nieziemsko. Problem w tym, że nie jestem już w stanie przyjąć opinii recenzenta na wiarę. Dotyczy to nie tylko gier.

Jako pierwszy przykład podaję tę branżę, bo w niej wielu dziennikarzy strasznie się cacka z wydawcami i producentami. Zostawmy Crysisa. Zdanie o nim wyrobię sobie dopiero po premierze, ale przypomnijmy głośną sprawę wycieku kopii Resident Evil 6 miesiąc przed premierą. Pamiętacie tę sprawę? W jednym z poznańskich sklepów pojawiła się wspomniana gra w wersji na PlayStation 3. Legalnie, oryginalna… tylko, że miesiąc przed premierą. Gierkę kupił redaktor NEO+… No i się zaczęło. NEO+ nie publikowało recenzji, by nie psuć dobrych stosunków z Capcomem. W sieci zawrzało, część dziennikarzy i odbiorców się z tą decyzją zgadzała, część nie (różne opinie fajnie podsumowała Polygamia).

Dla mnie sprawa była jasna. Dziennikarz ma informować, a nie chronić interesy korporacji i dbać o dobre stosunki z nimi. Gdyby to samo dotyczyło, powiedzmy, telewizji informacyjnej i dokumentów związanych z politykami, to jakoś nikt takich moralnych dylematów by nie miał. Chodzi jednak o gry, więc nikt nie bawi się w dziennikarstwo śledcze. Przecież to tylko rozrywka, prawda? Można sobie odpuścić. I innym też. Z tego samego powodu około 75% informacji, które zdobywa DubScore nigdy nie ujrzy światła dziennego (to ich słowa, nie moje). Mimo, że często to informacje ekskluzywne i bardzo ciekawe.

Czasem ktoś podpowie nam, że warto podpytać tą i tą osobę o to, albo zdradzi nam jakąś rewelację, ale prosi jednocześnie, żeby nikomu nie mówić, iż to właśnie od niego/niej takie ciekawostki wypłynęły. Potem my głowimy się czy to publikować, czy nie. Z prostego powodu – nie chcemy nikomu zrobić krzywdy

– pisze Abdel ze wspomnianego serwisu (Aktualizacja 2016 – niestety DubScore już nie istnieje).

Myślicie, że gdzie indziej jest inaczej? Dobre sobie! Wydawca gazety o sprzęcie musi myśleć o reklamach, redaktor piszący tekst boi się urazić producenta, by ten nie przestał się odzywać, a klepiący biedę (jasne ;) bloger nie chce podpaść, bo go więcej nie zaproszą na konferencję. Nie mówię, że tak myślą wszyscy. Ba! Znam więcej chwalebnych przykładów na coś przeciwnego do takiego tchórzostwa. Ale wielokrotnie spotkałem się też z podejściem tak zachowawczym, że już w zasadzie nieetycznym. Piętnuję to i gardzę takim podejściem, ale rozumiem skąd się bierze. Kilka razy po moich tekstach ktoś z firmy stojącej po drugiej stronie barykady dostał focha. Tak. Focha. Takiego zwykłego, ludzkiego. Jak małe dziecko w piaskownicy, któremu powiesz, że jego zamek z piasku jest beznadziejny. Poważni producenci, z dobrymi produktami nie powinni się tak zachowywać, bo jeśli ich sprzęt nie jest wart funta kłaków, to odbiorca i tak się zorientuje. Nie jest przecież idiotą. Trzeba przyjąć krytykę na klatę i starać się by następny model był lepszy. Pamiętajmy jednak, że koniec końców w korporacjach też pracują zwykli ludzie. Tacy jak my. Mają prawo nas nie lubić, tak jak my mamy obowiązek powiedzieć im, że coś robią źle.

Z tego właśnie powodu trudno mi już dzisiaj wierzyć bezgranicznie recenzjom. Po dziesięciu latach w mniejszych czy większych mediach, po prostu wiem ile czynników za nimi stoi.

Remedium? Czytać więcej, krytykować opinie ogólnikowe i drążyć tematy aż do samego dna.

Osobiście nie lubię, gdy ktoś sili się w teście na sztuczny obiektywizm. Nie dlatego, że coś takiego, jak idealnie obiektywna opinia nie istnieje, ale ze względu na mój bagaż wiedzy i opinii. Sam jestem subiektywny, więc wolę przeczytać nie jedną (podobno) obiektywną recenzję, ale trzy, których autorzy podkreślają, że to tylko ich zdanie. Gdy nie próbujemy spełnić utopijnej wizji pełnej obiektywności, mówimy szczerze i zwracamy uwagę na inne aspekty. Jak odpowiedzieć obiektywnie na pytanie czy telewizor jest ładny? Jak zweryfikować czy telefon jest wygodny? Co to w ogóle znaczy? Można (a nawet trzeba) podać obiektywne argumenty, takie jak szybkość działania, jasność matrycy, rozdzielczość itd., ale koniec końców osobiście czekam na opinię konkretnej osoby. Dwa warunki – osoba ta musi mieć dostatecznie dużo zawodowej przyzwoitości, by jasno określać swoje preferencje i nie może ich zmieniać z dnia na dzień ze względu na nową ofertę reklamową.

Mówiąc inaczej, ja już recenzjom ślepo wierzyć nie potrafię, ale i tak je czytam. Jeśli produkt interesuje mnie bardzo, to czytam nawet więcej. Potem pytam ludzi i sprawdzam ich zdanie (chociaż i tu trzeba uważać, bo jak wiadomo opinie też można kupić). Dopiero wtedy mam poczucie, że wiem coś o danym sprzęcie, filmie, książce itp. Jednocześnie staram się pamiętać, że na samym końcu moje subiektywne oczekiwania i tak mogą spowodować, że będę miał inne zdanie niż recenzenci czy pozostali odbiorcy.

Czy Wy jeszcze ufacie opiniom innych?

 

Fot. na licencji CC Images_of_Money/Flickr

Fot. public domain – Alfred T

Opublikowany przez Szymon Adamus

Szymon Adamus, fan wszystkiego co HD, SD i OK. Widzi martwe piksele i ma cztery pary rąk. W każdej z nich trrzyma pilota.