Sprzęt bez sensu: mini projektor Philips PicoPix 4350. Żart z nowoczesnej technologii

Dotarła do mnie informacja prasowa na temat nowego projektora kieszonkowego PicoPix 4350. Po porównaniu specyfikacji z ceną, musiałem sprawdzić czy dzisiaj nie jest przypadkiem 1 kwietnia. To jakiś żart?

Zaczyna się ciekawie:

  • niewielkie rozmiary (gabaryty zbliżone do średniej wielkości smartfona)
  • wbudowana bateria, dająca możliwość projekcji obrazu w każdych warunkach (1800 mAh, maksymalnie 2 godziny pracy)
  • wsparcie dla bezprzewodowej transmisji obrazu, za pomocą dedykowanego dongle Wi-Fi
  • funkcjonalny przewód QuickLink
  • tryb SOS

Takie funkcje podkreśla producent w informacji prasowej. Urządzenie rzeczywiście jest małe (97 x 54 x 17 mm), pozwala na podłączenie źródła obrazu przez miniHDMI, USB z MHL, ma 4 GB własnej pamięci i wejście na karty microSD/SDHC. Wielkość obrazu jaką może wyświetlić Philips PicoPix 4350 to 10 do 60 cali z odległości 48 do 285 cm od ściany/ekranu.

Brzmi ok. Nie jako coś, czego używalibyśmy codziennie, ale gadżet zabierany na urlop, na mniejsze prezentacje w biurach z kontrolą oświetlenia itp.

Problem w tym, że nie dość, że projektor wyświetla obraz w rozdzielczości 640 x 360 pikseli, to kosztuje jeszcze 1299 zł za wersję PicoPix 4350 lub 1399 zł za model PicoPix 4350 WiFi.

Jaki sens ma projektor z taką rozdzielczością, w takiej cenie? Inne jego funkcje są nawet ciekawe, ale to trochę tak, jakby zbudować piękny samochód z rewelacyjnym systemem audio i komunikacją ze smartfonem, który od 0 do 100 rozpędza się w pół godziny.

Drogi producencie. W momencie gdy projektor mający wyświetlić obraz o przekątnej kilkudziesięciu cali ma rozdzielczość zbliżoną do niektórych smartwatchy (np. Samsung Gear S ma 360 x 480 pikseli na 2 calach), a do tego kosztuje 1400 zł, to z całym szacunkiem dla inżynierów, którzy go projektowali, ale jest to żart z nowoczesnej technologii.

Rozumiem, że to jest urządzenie kieszonkowe, w dużej mierze gadżet. Ale jaki to ma sens? Jak szybko zbrzydnie nam wyświetlanie czegoś w dużej wersji na ścianie, jeśli obraz będzie wyglądał kilka razy gorzej niż na ekranie komórki? I to zakładając, że miejsce w którym go wyświetlimy będzie całkowicie zaciemnione, bo przy 50 ANSI lumenach za dnia nie poszalejemy.

Producenci nigdy nie wpadli na praktyczny pomysł wykorzystywania pico projektorów każdego dnia i Philips PicoPix 4350 tego nie zmieni. Podstawą do popularyzacji takich urządzeń i chociażby próby przekonania do nich odbiorców masowych, musi być wyższa rozdzielczość, bardzo długi czas pracy na baterii i przystępna cena. Bez tego nie macie szans na wywołanie nowego trendu, bo mimo że projektor w kieszeni pobudza wyobraźnię, to jest za drogi, a jego praktyczne możliwości studzą wszelki zapał.

Może kiedyś, komuś uda się zrobić taki projektor kieszonkowy, który zapoczątkuje lawinę zainteresowania tego typu sprzętem. Jednak na pewno nie będzie Philips PicoPix 4350.

Opublikowany przez Szymon Adamus

Szymon Adamus, fan wszystkiego co HD, SD i OK. Widzi martwe piksele i ma cztery pary rąk. W każdej z nich trrzyma pilota.