W ciągu 30 lat doczekaliśmy się 6 dużych filmów w uniwersum Star Wars. Teraz dostaniemy 6 kolejnych… W ciągu 4 lat! Czy to aby nie za dużo Gwiezdnych Wojen?
Młody Han Solo, Lando Calrissian, nastoletnia księżniczka Leia i Vader w liceum? Jak daleko posunie się Disney i czy poczujemy takie znużenie materiałem jakie powoli zaczyna się w przypadku filmów o superbohaterach Marvela?
Jutro do kin wchodzi Rogue One: A Star Wars Story pod wspaniałym polskim tytułem Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie. Wspólnie z Tomkiem Pstrągowskim z podcastu Niezatapialni rozmawiamy więc o Gwiezdnych Wojnach i zadajemy pytanie – czy od nadmiaru pop kultury może rozboleć głowa?
Więcej filmów z serii Szymon i Tomek Rozmawiają znajdziesz w tej playliście na moim kanale YouTube.
A czy Wy macie już powoli dość mega serii w stylu Marvela i myślicie, że podobne znużenie może Was czekać z Gwiezdnymi Wojnami?
Ja czuję się z tym trochę dziwnie. Z jednej strony każdy kolejny film superbohaterski nie wzbudza we mnie już takiego podniecenia jak pierwsze, a na myśl o nowym filmie Star Wars co roku mam uczucia słodko gorzkie. Z drugiej jednak strony wiem, że i tak wszystkie z nich zobaczę w kinie. I to wcale nie dlatego, że mam abonament i muszę chodzić żeby mi się opłacał. Koniec końców te produkcje nadal sprawiają mi przyjemność. Nawet jeśli są oparte na tym samym schemacie, nie są zbyt odkrywcze i replikują tylko ograne już motywy, to jednak gdyby 8-letni Szymon biegający po domu z kocem za plecami, udając Batmana, dowiedział się, że mam czelność narzekać na nadmiar ekranizacji komiksów czy kolejnych części Star Wars, to zapewne kopnąłby mnie w kostkę i nazwał starym pierdzielem.
Mimo to znużenie się pojawia. Tym bardziej, że zgadzam się z Tomkiem, który na filmie wspomina o młodych reżyserach. Wielki świat Hollywood zatrudnia ich by zrobili coś wyjątkowego, a później przepuszcza przez maszynkę do wyciskania blockbusterów. I z nietypowych, naprawdę wyjątkowych wizji zostaje niewiele. Właśnie dlatego bardzo żałuję, że Edgar Wright zrezygnował z reżyserii Ant-Mana, a z drugiej strony trochę się z tego powodu cieszę. Nie zniósłbym gdyby jeden z moich ulubionych reżyserów komediowych, który ma tak genialny styl i wyobraźnię, dał się zamknąć w dybach Marvela i Disney’a, w które pasuje każda szyja.
Przy okazji polecam Wam poniższy materiał o Edgarze Wright. Nikt nie robi dzisiaj wizualnego humoru tak jak on!
Tak więc od nadmiaru popkultury głowa może i nie rozboli, ale na pewno może pojawić się ziewanie. Na szczęście raz na jakiś czas dostajemy coś zrobionego tak dobrze technicznie jak Star Wars: Episode VII, coś tak zabawnego jak Ant-Man czy tak ciekawego wizualnie jak nowa Godzilla. I możemy na chwilę się rozobudzić. A jeśli raz na 10 lat trafiają się też popkulturowe diamenty takie jak na przykład Mad Max: Fury Road, to też nie ma powodu do narzekania.
Koniec końców nie bez powodu pop-kutura ma przedrostek kojarzący się z prażoną kukurydzą. Czasem maślany smak popękanych ziaren zaczyna nużyć, ale niech pierwszy rzuci kamień ten, kto już nigdy nie zamówił w kinie kubełka.