W poniedziałek ruszyłem z nowym blogiem. Dzisiaj, w piątek, jestem już pewien dwóch rzeczy. Będzie ciężko, ale było warto. Dzięki Wam. Jesteście świetni!
Mój poniedziałkowy wpis i zmiana bloga ObywatelHD.pl na SzymonAdamus.pl były poważne i całościowe. W moim życiu to w pewnym sensie rewolucja. Nie dlatego, że zmieniłem layout czy tematykę. Chodzi o priorytety. Nie tylko na blogu, ale też w życiu, którego jest on odzwierciedleniem.
Niektórzy z Was sugerują szybki powrót do treści stricte technologicznych, bo część czytelników ode mnie odejdzie. Zdaję sobie z tego sprawę i nie będę miał nikomu tego za złe. To oczywiste, że jeśli ktoś przychodził do mnie po standardowe testy telewizorów, to będzie mniej zainteresowany materiałami na temat ludzi. Musiałem jednak dokonać tych zmian. Zbyt dużo się zmieniło w moim życiu, by w zaparte tkwić w czymś, co nie byłoby już autentyczne.
Druga strona medalu jest jednak jaśniejsza. Mój wpis o zmianach na Facebooku rozbudził w Was wiele uczuć. Część z Was gratulowała mi odwagi i było to niesłychanie miłe. Dziękuję za te słowa. Najbardziej urzekło mnie jednak kilka prywatnych historii, którymi się ze mną podzieliliście (publicznie lub na privie). Wasze emocje były tak szczere, że tylko dla nich warto było to zrobić.
Poniżej cytuję jednego ze słuchaczy podcastu Masa Kultury, który zgodził się na publikację swojej wiadomości, jednak pragnie pozostać anonimowy.
Dziękuję za te i wszystkie pozostałe, szczere i pozytywne emocje.
Cześć Szymon.
Zacznę od tego, że gratuluję decyzji. To jedna z lepszych jakie mogłeś podjąć. Jako masowicz z długim stażem trzymam kciuki za reportaże, materiały i wszystkie inne projekty jakich się podejmujesz. Bo robisz dobrą robotę. Piona.
Ale przypomniałeś mi poprzez opowieść o dziadku i wujku o czymś co może utwierdzić Cię w działaniu. Więc wyrzucam z siebie kilka słów prywatnego doświadczenia. O ile 26-latek powinien dzielić się doświadczeniem z kimś starszym.
Otóż sam jestem osobą aktywną. Pracowałem nad grą komputerową jako dźwiękowiec, działałem społecznie, pracowałem jako reporter w Polskim Radiu – robiłem i robię kupę rzeczy. Nie piszę po to żeby się przechwalać, raczej po to żeby pokazać, że mam w sobie też jakieś pokłady energii i podejmowałem się nowych wyzwań. I tak żyłem sobie całkiem przyzwoicie, robiąc najróżniejsze rzeczy, borykając się z biedą dnia codziennego aż w końcu pewnego dnia mój ojciec zachorował na raka.
Zaczęło się bardzo niepozornie, nie było właściwie wielkich objawów. Tak jak zwykle oglądaliśmy dużo filmów, dużo gadaliśmy o fotografii, nawet czasami łaziliśmy na spacery i słuchaliśmy na dwie pary słuchawek Masy i innych podcastów. Co zresztą nie było zmianą po chorobie, wcześniej też tak działaliśmy, ale rak zwiększył intensywność. Miesiące mijały, rok, stan się pogorszył i tata zabierał się z tego świata. Gdy zabrała go karetka z domu, to łykając łzy wiedziałem, że zbliża się koniec i to były najgorsze trzy dni mojego życia. Nie śmierć, a widok jak najważniejszy człowiek w moim życiu zmieniony w wydmuszkę cierpi tak, że ledwo morfina pomaga.
Dzień przed śmiercią mojego ojca usłyszałem, że mnie kocha i że mam robić w życiu to co kocham. Później już nie było pożegnań, nie ma o czym opowiadać.
Od tamtej pory sam stanąłem na głowie i rzuciłem pracę. Właśnie zakładam działalność gospodarczą i już niedługo będzie można mi zlecić zrobienie portretu. Mimo, że nie mam kasy, to trzymam się tego jak niepodległości.
Rób nowe rzeczy Szymon. Bez kasy, ale wspieram Cię całą swoją głową i lajkami jakie mam. Taka puenta. Ah! I opowiadaj więcej z Michałem o nowych przygodach Tomka Cruise’a.
Pozdro,
słuchacz.
Dziękuję i również pozdrawiam.
Was wszystkich.