To nie jest tak, że drama i hejt biorą się znikąd. My je napędzamy. Dobrze by było przestać…

W tym roku, za sprawą kilku dram na zagranicznym i polskim YouTubie oraz paru niefortunnie promowanych lub po prostu słabych filmów, drama i internetowy hejt wylewał mi się z mediów społecznościowych hektolitrami.

Jak nie waginy w Watch Dogs 2, to żeński skład ekipy Pogromców Duchów i hejt na zwiastun (1.25 mln kciuków w dół i 307 tys. komentarzy).

Jak nie PewDiePie vs hejterzy jego pieniędzy, to Ator vs Gimper (19 800 filmów w YouTube na ten temat).

Jak nie Trump, to Clinton.

I o ile rozumiem jeszcze gorączkowanie się na temat przyszłego prezydenta Stanów Zjednoczonych, bo obojętnie po której ze stron się ktoś opowiada i bez względu na to jakie ma poglądy i argumenty na ich obronę, to fakt kto będzie nocował przez cztery lata w Białym Domu z atomową walizką pod poduszką jest dość istotny dla całego świata.

Jednak dramatyzowanie na temat słabych ocen filmu Suicide Squad w serwisie Rotten Tomatoes i robienie w związku z nimi petycji (ponad 22 000 podpisów) mającej bardzo dobitnie pokazać, jak bardzo opinie krytyków różnią się od gustów masowego odbiorcy, jest już po prostu śmieszne. Nie dlatego, że ktoś nie ma prawa do swojej opinii, ale że czasem sprawy są tak nieistotne lub po prostu bzdurne, że szkoda marnować czas na podkręcanie się nimi. Zarówno jako twórca hejtu, jak i jego uczestnik, który powinien zdać sobie sprawę, że czasem w sieci ludzie po prostu wygadują głupoty.

Czy naprawdę nie mamy nic lepszego do roboty, niż zostawianie 3,3 mln kciuków w dół i blisko 820 tys. komentarzy pod zwiastunem Call of Duty: Infinite Warfare? Ja rozumiem, że niektórym fanom CoDa może się ten tytuł podobać, a samo „kciukowanie w dół” tego trailera w pewnym momencie zmieniło się w zwykłe trollowanie. Niemniej nawet jeśli tylko 1% z osób hejtujących ten trailer robi to na poważnie, to nadal mamy do czynienia z 33 000 osób autentycznie tracących czas na krucjatę przeciwko grze wideo. Grze! To trochę tak, jakby zrobić marsz ulicami Warszawy przeciwko żółtym cukierkom M&M’s.

Swoją drogą przeczytanie wszystkich komentarzy pod wspomnianym zwiastunem zajęłoby pewnie więcej czasu niż produkcja samej gry. Jeśli zaczęlibyśmy jeszcze uczestniczyć w kłótniach, to pewnie zabrakłoby nam życia.

A przecież w tym czasie można zrobić tak wiele, znacznie przyjemniejszych rzeczy. Można na przykład:

  • zjeść naleśnika z czekoladą
  • pogłaskać kota
  • powąchać świeżo zmielone ziarna kawy
  • naładować telefon w środku dnia na 100%
  • naładować telefon na 99% i poczuć się jak buntownik
  • rzucić z całej siły kamieniem do jeziora nie celując wcale w łabędzia

Wszystko z powyższych (poza naleśnikiem, który sam się nie zrobi) nie wymaga od Was więcej zaangażowania, niż napisanie hejterskiego komentarza w sieci. A dodatkowo nie będziecie podkręcać nic nie znaczącej, bezsensownej dramy na jeden z miliona tematów, o których za tydzień nikt nie będzie pamiętał. I jest jeszcze szansa, że zrobi się Wam przyjemnie.

No chyba, że głaskany kot Was podrapie. Wtedy warto go shejtować na jakimś forum.