Pierwszy raz od… w sumie od zawsze jestem bezrobotny. Tak oficjalnie. Z papierkiem. Jakie to uczucie?

12 miesięcy pod Żabką

Dofinansowania z Unii na nową działalność gospodarczą, to przezabawna kwestia. Możliwości jest wiele, połapać się w nich nie jest lekko, a gdy już Ci się to uda, to orientujesz się, że albo przegapiłeś termin składania wniosków, albo zrobiłeś błąd, że chciałeś coś osiągnąć w życiu.

Pieniądze w sumie leżą na ziemi, chętnych do schylenia się po nie często nie ma zbyt wielu, ale problem w tym, że jak nie należysz do grupy wybrańców, to schylać się nie ma sensu, bo tylko dostaniesz po łapach.

Ja zrobiłem ogromny błąd, że:

  • poszedłem na studia (wymóg – niskie wykształcenie)
  • pracowałem w ostatnich latach (wymóg – bezrobotny od co najmniej 12 miesięcy)
  • nie urodziłem się kobietą (wymóg – kobieta, mężczyzna powyżej 50 roku życia lub osoba niepełnosprawna)

Jakbym był niepełnosprawną kobietą bez matury siedzącą od roku pod Żabką z piwem w dłoni, to kilkadziesiąt tysięcy złotych dostałbym od ręki.

No ale „niestety” zachciało mi się kiedyś uczyć i pracować. Głupi błąd. Człowiek całe życie się uczy…

zaswiadczenie-o-bezrobociu-tzw-swistek

Z jednej strony rozumiem te wymogi. Aktywizacja ludzi długotrwale bezrobotnych, pomoc osobom niepełnosprawnym, starszym i pomijanym w rekrutacji jest ważna. Ale z drugiej strony jeśli chcę otworzyć nową firmę, w której planuję stworzyć dodatkowe miejsca pracy i z dofinansowaniem odbijam się od ściany, bo mam za wysokie kwalifikacje do prowadzenia tejże firmy, to nie wiem czy się śmiać, czy płakać.

W sumie może powinienem się cieszyć, że jestem tak rewelacyjnym człowiekiem, że nawet pieniądze z Unii nie są mi potrzebne ;)

 

Sympatyczna pani z okienka

No ale dobra, dość biadolenia. Otwierając nowy blog obiecywałem sobie (i Wam), że będę skupiał się na pozytywnych emocjach, więc jakie są dobre strony całej sytuacji?

Cały proces od strony formalnej był w zasadzie bezbolesny. Panie w poznańskim Urządzenie Pracy były niesłychanie sympatyczne i pomocne (poza jedną, która miała wyraźnie zły dzień). Co wcale nie jest takie proste, gdy ma się do czynienia z ludźmi, którzy być może na wejściu do urzędu są nastawieni optymistycznie, ale po wizycie w trzecim okienku i wypełnieniu szóstego formularza mogą już być „troszkę” poddenerwowani. Moją drogę przez formularze opowiedziałem na filmie, który znajdziecie poniżej i jak zwykle na moim kanale YouTube.

Pozytywnie zaskoczył mnie też system elektroniczny ePuap. Po zatwierdzeniu profilu zaufanego (wymaga wizyty w jednym ze wskazanych punktów, ale formalności trwają 5 minut) pozwolił mi on załatwić część formalności całkowicie online. Bez konieczności odwiedzania kolejnych urzędów.

Ludzie z firm prowadzących dofinansowania też są świetni. Bardzo starają się pomóc i wepchnąć ludziom te góry szmalu. Oczywiście nie robią tego z dobroci serc. Przecież na tym zarobią. Ale ostatnio gdzie się nie ruszę, na pocztę, do Urzędu Skarbowego, Urzędu Pracy, banku, ZUSu czy firmy robiącej szkolenie, wszędzie spotykam uśmiechniętych, chętnych do pomocy ludzi.

Może mam szczęście. Może wszyscy inni urzędnicy i biurokracji to skończone sukinsyny, które tylko czekają, by dać mi po łapach i opierdzielić za zbyt intensywne dyszenie na szybę.

Ale wątpię.

Ludzie są z reguły pozytywni i chętni do pomocy. Tylko czasem po prostu przemęczeni albo wkurzeni przez roszczeniowych idiotów. Jestem pewien, że gdybyśmy wszyscy byli dla siebie trochę bardziej mili i cierpliwi, to w urzędach królowałby tylko uśmiech na twarzach i chęć pomocy… No może poza tą jedną Panią, która miała wyraźnie zły dzień.

 

Życie bez zasiłku

Tak więc jestem bezrobotny i mam na to papier. O zasiłek się nie staram, bo ten stan nie potrwa zbyt długo. Jeśli nie pojawią się nowe opcje dofinansowania, to czas wrócić do dawnych przyzwyczajeń i zarabiać grupy hajs na blogowaniu!

Zresztą przecież mam profil na Patronite, więc czekam tylko na te dziesiątki tysięcy jak u Gonciarza ;)

Ale póki co pocieszę się jeszcze chwilę dziwacznym stanem, w którym jestem po raz pierwszy w życiu.

Idę do Żabki po piwo. No co? Trzeba utrzymywać pewien ustalony stereotyp bezrobotnego!