No Man’s Sky podzieli graczy. Jedni okrzykną ją dziełem genialnym, nawet rewolucyjnym. Inni nazwą przereklamowanym pustakiem. A ja po prostu nie mogę przestać myśleć o pewnej dziurze w bucie…

Wszechświat… Cały, nudny wszechświat

O No Man’s Sky pisałem przy okazji targów E3 2015. Pisałem wtedy:

Rozumiem czemu ta gra pobudza wyobraźnię. To jest ziszczenie marzenia o ostatecznej eksploracji. Każdy kto wzdychał z radości gdy bohaterowie filmu Interstellar odwiedzali nową planetę, na pewno czeka też na No Man’s Sky.

Marzenie jest piękne, ale ja w nie nie wierzę. Nie dlatego, że to nie będzie działać. Tutaj mam dobre przeczucia i myślę, że technicznie się to uda. Chodzi o to, że sama ilość białych punkcików na niebie zmieniających się w układy słoneczne czekające na odwiedzenie, nie odzwierciedla jakości.

Nie wierzę, że po dziesięciu godzinach zwiedzania systemowo generowanych światów nie będę czuł znudzenia (…) To tak jak z uzbrojeniem w Diablo. Nikogo tak naprawdę nie interesuje czym jest nowy miecz lub zbroja, bo są one generowane losowo. Cieszymy się z nich tylko ze względu na ich statystyki, a nie historię czy pomysł. Za kilka minut i tak znajdziemy coś z większym damage i zmienimy je na następne.

A ilu z Was pamięta Mówiący Miecz Lilarcor z Baldur’s Gate? Ten jeden, wyjątkowy.

 

 

Dziura w bucie

Marzenie o doskonałości No Man’s Sky narasta.

Podkręca je oczywiście Sony, które doskonale zdaje sobie sprawę, że dawno nie miało już tytułu, który nie pojawi się na Xboxie, a który wywołuje u graczy takie podniecenie.

Hype podkręcają też dziennikarze, którzy nie mogą odpuścić tak gorącego tematu i ciągle zapraszają twórców na spotkania. W najnowszym materiale serwisu IGN Sean Murray, mózg i twarz tego projektu, pokazuje 21 minut rozgrywki.

I wreszcie podnieceni są sami gracze, którym marzy się eksploracja nieskończonego wszechświata.

No Man's Sky - masterpiece

Ja nadal nie wierzę, by ta gra wciągnęła mnie na całe tygodnie (co wydaje się kroplą w morzu przy prawie nieskończonym wszechświecie), ale już wiem, że chętnie w nią zagram.

Hype mi się nie udzielił, ale kocham tę dziurę bucie!

Spójrzcie jeszcze raz na powyższy materiał IGN i zwróćcie uwagę na developera. Sean Murray znów przyszedł we flanelowej koszuli z brodą bujniejszą niż u drwala. Tym razem założył jednak również dziurawe buty New Balance.

No Man's Sky - Sean Murray i dziura w bucie

Czy to nie jest genialne?! Studio Hello Games, które tworzy No Man’s Sky, jest małe, pracuje w nim obecnie raptem 15 osób. Ale tworzony przez nich tytuł jest obecnie jednym z najgłośniejszych i najbardziej wyczekiwanych w świecie gier. Medialna wrzawa wokół niego zaskoczyła samych twórców, było to widać niejednokrotnie. Wykorzystują ją jednak przepięknie, promując nie tylko swój produkt, ale i samych siebie jako małych, ambitny twórców z wizją stworzenia czegoś innego.

Czy ta dziura w bucie pojawiła się przypadkiem? A może Sean wiercił ją wieczorem przez trzydzieści minut, by wyjść na kogoś jeszcze bardziej zwyczajnego niż poprzednio?

Czy to ważne? Efekt jest jeden – moja wiara w generowane proceduralnie światy No Man’s Sky jest nadal wątła, ale sympatia do twórców tej gry wzrosła nieporównywalnie. Jak można nie lubić takiego gościa:

No Man's Sky - Sean Murray bez butów

 

No Man’s Sky podzieli graczy. Nie może być inaczej, bo wokół gry narosło zbyt wiele legend, fantazji i oczekiwań. Twórcy pokazują mało, a gracze dopowiadają sobie dużo. Marzą, śnią, pragną polecieć w kosmos i być jak Jurij Gagarin, Neil Armstrong, jak Matthew Mcconaughey u Nolana! Od wieków marzymy o podboju kosmosu i mali chłopcy chcą polecieć w stronę gwiazd. Małe dziewczynki zresztą też.

Jeśli to marzenie mogą spełnić skromne, niezależne myszki w dziurawych butach, a nie żarłoczne korpo-szczury, których garnitury kosztują więcej niż nasze samochody – to tym lepiej!

Czarna dziura w bucie Pana Murray, to symbol niezależności i luzu, za który kochamy prawdziwych twórców Indie.