Odkąd pamiętał, Mrok zawsze powracał…

Dawniej jego rasa próbowała z nim walczyć. Dziś, po setkach lat i tysiącach przegranych bitew, zdawało się, że człowiek zaakceptował jego obecność. Pokonany. Przeciwnik czaił się gdzieś obok, wydawać by się mogło, że od zawsze, czekał cierpliwie i atakował. W ten sam sposób. W tym samym momencie. Jednak z jakiegoś powodu zawsze z zaskoczenia.

Była to najpotężniejsza z mocy Mroku. Magiczna umiejętność zakrzywiania rzeczywistości, dzięki której ludzie zapominali o nim, ignorowali lub zwyczajnie nie myśleli o jego obecności… Do czasu aż znów nadszedł. Wtedy jego czarna, bezcielesna obecność ponownie zalewała świat i znów człowiek przegrywał.

Do dzisiaj.

***

Otworzył oczy, ale nie drgnął. Każdy, nawet najdelikatniejszy ruch mógł zdradzić pozycję czekającemu na najdrobniejszy błąd wrogowi. Naprężył mięśnie i spojrzał w stronę zła, którego szpony wdzierały się już do jego rzeczywistości. Czarne chmury nadciągały ze wschodu, a w powietrzu unosiła się cierpka woń rozpaczy. Poczuł charakterystyczny dla tej chwili ucisk w żołądku. Jakby od lat nie miał nic w ustach, ale nie mógł umrzeć. Jakby wszystko co dobre, było tylko odległym wspomnieniem trudnym do przywołania.

Zacisnął silnie powieki, zagryzł zęby i potrząsnął głową na boki.

To będzie ten dzień! Szykował się do niego od dawna. Trenował fizycznie, ale i umysłowo. Tresował sam siebie w umiejętności postrzegania rzeczywistości. Naginania jej pod swoją wolę. Szykował jedyną broń, jaką mógł pokonać arcy-wroga – swój umysł.

– Tym razem nie dasz mi rady. Albo ty, albo ja

– wyszeptał przez zaciśnięte zęby i wypełzł spod kołdry na ostatnie starcie z Poniedziałkiem.

 

 

Fot. CGWallpapers