Gareth Edwards nie zawiódł i nakręcił film, który pokazuje, że w świecie Star Wars można jeszcze zrobić coś inaczej. I lepiej.

Rok temu J.J. Abrams zrobił to, do czego został zatrudniony. Odświeżył Star Warsy nie wnosząc do nich nic więcej poza stylistyką i realizacją. Fabularnie Przebudzenie Mocy było

Abrams niczym geniusz zła „kradnie” co się tylko da ze Gwiezdnych Wojen i Powrotu Jedi, modyfikuje (lub nie), aktualizuje o pozostałe punkty swojego perfekcyjnego przepisu i oddaje w postaci czegoś, co jest skazane na sukces. Jego filmów można nie kochać, ale bardzo trudno je nienawidzić.

pisałem prawie dokładnie rok temu w kwestii nowych Gwiezdnych Wojen.

W tym roku możemy obejrzeć inne podejście. Wychodzące poza główną historię epizodów „Star Wars Stories”, a konkretnie Rogue 1 (Łotr 1), miały być tym miejscem, w którym Disney będzie eksperymentował z marką. I w tym przypadku udało się to idealnie!

Edwards obiecywał kino wojenne i tej obietnicy dotrzymał. Nie jest to oczywiście dramat, ale Star Warsy nigdy nie były tak mroczne, a Rebelianci tak brudni (dosłownie i w przenośni). W kilku scenach walka z Imperium przypomina bardziej dzisiejszy terroryzm niż cukierkową wizję walecznych rycerzyków Jedi Lucasa.

Oprócz tego film jest wręcz olśniewająco przepiękny technicznie. W jednej ze scen, w której okręty Rebelii wychodzi z nadprzestrzeni wprost na flotę Imperium, westchnąłem z podniecenia i poczułem się jak małe dziecko.

Dawno nie doznałem tak silnego uczucia „WOW” w kinie.

Oprócz tego są tu też cyfrowi aktorzy. Najwięcej widać zdigitalizowanego Petera Cushinga w roli kultowego Grand Moff Tarkina. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że Cushing zmarł w 1994 roku. Jego cyfrowe zmartwychwstanie w Rogue 1 jest już tak doskonałe technicznie, że dwoje z moich znajomych, z którymi byłem w kinie, nie zorientowało się, że jest to postać komputerowa. Zaczynamy więc wchodzić w erę, w której stworzenie wirtualnej reprezentacji żyjącej lub nieżyjącej osoby będzie przysparzało nowych problemów prawno-moralnych. Kto jest dysponentem wizerunku marwtego aktora? Czy powinniśmy w ogóle go wykorzystywać?

Era cyfrowego bohatera jest coraz bliższa.

Rogue 1 ma też najlepsze sceny batalistyczne w przestrzeni kosmicznej Star Warsów oraz jedne z najlepszych na planetach. Pod względem technicznym ten film zapiera dech w piersiach. Nie tylko dlatego, że granica między efektami cyfrowymi, a fizycznymi zaciera się w nim całkowicie, ale przede wszystkim dlatego, że Gareth Edwards umie wykorzystywać te niesamowite technologie, do pokazywania przepięknych, nietypowych kadrów. Pierwsze 30 sekund filmu, w których reżyser bawi się znaną sceną z niszczycielem Imperium lecącym u góry ekranu i prezentuje te same kształty i ujęcie z wykorzystaniem zupełnie innych obiektów, udowadniają już na starcie, że to będzie piękny wizualnie film. Później dostajemy więcej tego typu subtelnych zabaw obrazem, a raz na jakiś czas ujęcia ostentacyjnie zapierające dech w piersiach.

rogue-1-gwiazda-smierci

Połączenie niesamowitych walorów produkcyjnych i świeżego podejścia do tematu Star Wars sprawia, że Łotr 1 to najlepsze Gwiezdne Wojny zaraz obok Imperium Kontratakuje.

O Łotrze 1 rozmawiamy z Michałem w najnowszym odcinku podcastu Masa Kultury.

Wersja audio poniżej.

 

Pełny rozkład jazdy odcinka:

  • 7:00 – rozmawiamy o Blade Runner 2049
  • 17:40 – polecamy serial Dirk Gently’s Holistic Detective Agency
  • 27:00 – śmiejemy się, polecamy i odradzamy zarazem film SF „Spectral” zrealizowany dla Netflixa
  • 38:40 – Michał opowiada o Cywilizacji VI
  • 42:40 – rozwiązanie konkursu na najlepszy pseudonim dyktatora, a do wygrania była książka „Jak Zostać Dyktatorem – Podręcznik Dla Nowicjuszy”
  • 45:25 – zaczynamy rozmawiać o Star Wars Rogue 1 i nie potrafimy przestać przez kilkadziesiąt minut! Rozmawiamy ze spoilerami o wszystkim – historii, efektach, aktorach CGI, chronologii, klimacie itd.

Miłego słuchania/oglądania.