Księgarnia eBookpoint narobiła ostatnio wokół siebie bardzo dużo szumu. Miała rewelacyjny start wspierany sprytnymi zagrywkami w stylu petycji o niższy VAT i szumem na Facebooku. Teraz wydawnictwo organizuje konkurs, w którym można wygrać czytnik Kindle. Trzeba tylko uzasadnić dlaczego DRM to fatalny pomysł. Tak się składa, że DRM szczerze nienawidzę, więc dodaję moje trzy grosze do tematu. Przy okazji rozdaję moją powieść.
Moja powieść „Trójka” jest dostępna w wielu miejscach. Na Amazonie, Wydaje.pl, RW2010… Gdzie się tylko da umieszczam ją w różnych formatach i bez zabezpieczeń DRM. Nie zawsze się to jednak udaje. Dlatego każda zainteresowana osoba, która kupi moją powieść z zabezpieczeniami DRM i podeśle potwierdzenie tego przykrego faktu, dostanie ode mnie darmową kopię „Trójki” w wybranym formacie wraz z moim unikalnym zdjęciem z przeprosinami (by dodać do naszej komunikacji nieco indywidualności ;) Każdy mój czytelnik poszkodowany przez DRM dostanie też moją kolejną książkę za darmo. W ramach rekompensaty. Cierpicie przez DRM, wiem o tym. Łączę się z Wami w bólu.
Możecie skontaktować się ze mną przez Facebook.
Dlaczego? Bo DRM jest przydatne autorowi tak jak zepsuta poduszka powietrzna pasażerowi szybkiego samochodu. Daje złudne poczucie bezpieczeństwa, z którego po zderzeniu z betonowym murem rzeczywistości zostają tylko zgliszcza.
Najwyższy czas by wydawnictwa i sami autorzy zrozumieli, że czytelnik nie jest złodziejem czyhającym za rogiem na okazję orżnięcia ich z pieniędzy. To zwykły człowiek szukający odrobiny rozrywki. Jeśli będzie ona sprzedawana w uczciwej cenie, bez uprzykrzających życie „dodatków”, to odbiorcy się znajdą i przestaną chomikować.
Wierzę, że fani literatury, tak samo jak miłośnicy gier wideo, filmów i muzyki, wcale nie chcą pozbawiać artystów i wydawców dochodów. Ale nie chcą też płacić za produkt z ograniczeniami. A DRM ich ogranicza. To tak jakby wydać papierową książkę za 30 zł i stać nad czytelnikiem z kijem, czekając tylko aż po skończonej lekturze pożyczy ją koledze.
ŁUP! – Rozbrzmiał dźwięk pałki opadającej na głowę klienta. Po chwili ucichł i było słychać już tylko syczący głos wydawcy:
– Myślałeś, że tak łatwo nas okradniesz!?
Tak więc mówię DRM stanowcze NIE, bo nie chcę by mój czytelnik czuł się zniesmaczony kupując moją powieść. Mówię mu NIE, bo najwyższy czas zrozumieć, że klient jest naszym panem i jak się wkurzy, to tak silnie pociągnie za smycz, że stracimy dech w piersiach.
Polski rynek e-booków rozwija się nieźle, ale nigdy nie poszybuje w przestworza tak jak w USA jeśli nie zadbamy o:
- niskie ceny – maksimum 15 zł za książkę, a najlepiej do 10 zł,
- różne formaty,
- brak zabezpieczeń DRM,
- znanych autorów wspierających rynek e-booków na powyższych zasadach.
Dajmy czytelnikowi taką ofertę i poczekajmy pół roku. Jeśli po tym czasie sprzedaż e-książki nadal będzie słaba, to odszczekam wszystko co tu napisałem.