Leżąc cały dzień z temperaturą niebezpiecznie bliską granicy ścinania białka, człowiek nie myśli o niczym więcej niż tylko skrzypieniu kościstych palców kostuchy czającej się za drzwiami. Ale po kilkunastu godzinach ma ochotę na rozrywkę. Apple iPhone, iPod Touch lub iPad, Amazon Kindle czy po prostu laptop – co przydaje się najbardziej podczas choroby?
Apple iPad, iPod Touch i iPhone – na zdrowie!
Piszę o iPodzie Touch, bo z niego korzystam. Ale te same wnioski można przenieść też na inne urządzenia Apple takie jak iPad czy iPhone. Funkcjonalność jest w nich podobna, możliwości zbliżone, wady te same.
Największą zaletą czegoś takiego jak iPad czy iPod Touch jest możliwość sprawdzenia aktualności czy chwili zabawy, bez konieczności sięgania po komputer. Nawet najlżejszy laptop podczas choroby drażni swoimi gabarytami i buczeniem. iPad jest płaski i można nim cisnąć w kołdrę bez zastanowienia. iPod Touch to już w ogóle gadżet kieszonkowy.
Jeśli przez ostatnie dwa dni pisałem coś na Facebooku czy Twitterze, to robił to z iPoda Touch. Jeśli sprawdzałem pocztę, to też bez użycia komputera. Mając 38 stopni, gar wrzącego rosołu i grubą kołdrę nie miałem najmniejszej ochoty dokładać do tego jeszcze grzejącego się i buczącego komputera.
W urządzeniach Apple fajna jest też prosta, szybka rozrywka. „Plants VS Zombies” można odpalić na 5 minut bez zastanowienia. „Angry Birds” może zabić nudę w każdym miejscu.
Problemy? Przede wszystkim bateria. Surfując w sieci nie jest źle, ale wystarczy odpalić dowolną gierkę by pasek akumulatorka spadał szybciej niż moje dobre samopoczucie. Oczywiście Apple nie kwapi się by nawet do kosztującego ponad 1000 zł iPoda Touch dodawać ładowarkę sieciową, więc trzeba to dokupić samemu. Polecam chińskie podróbki i takie same ładowarki awaryjne (np. na baterie AA). Na Allegro są od kilkudziesięciu złotych. Z Chin można sprowadzić za kilka złotych.
Drugi problem to idiotyczne ograniczenia wynikające z braku flasha. Mój środowy wpis o tym, że jestem chory miałem zamiar napisać w całości z iPoda, bo nie chciało mi się siadać do komputera. Word Press, na którym stoi Obywatel HD, działa na iPodzie Touch nieźle, ale zapomnijcie o wrzuceniu zdjęć na serwer. Koniec końców musiałem i tak podejść do PeCeta.
Gdzie najlepiej kupić?
Swojego iPoda Touch kupiłem w iStore, bo był tylko kilkadziesiąt złotych droższy niż na Allegro, a miałem pewność, że będzie sprawny i na gwarancji. Dopiero co ruszył polski sklep internetowy Apple, więc obecnie oficjalne ceny można wreszcie sprawdzić z łatwością w sieci. Jedyny problem, to brak starszych modeli sprzętu.
Np. iPod Touch w sklepie Apple kosztuje obecnie:
- 999 zł – za wersję 8 GB,
- 1299 zł – za wersję 32 GB,
- 1699 zł – za wersję 64 GB.
To najnowsza wersja odtwarzacza (czwartej generacji) z kamerami, wyświetlaczem Retina o rozdzielczości 960 x 640 pikseli i innymi bajerami.
Jeśli nie są one Wam potrzebne, to rzućcie okiem na Allegro. Ten sam sprzęt co powyżej jest tańszy o kilkaset złotych. iPoda Touch 3 generacji (mniejsza rozdzielczość ekranu, brak kamery, słabszy procek, ale działa prawie identycznie), można dorwać nawet od 600 zł za wersję 32 GB. Angry Birds będą latały tak samo szybko jak na najnowszym modelu. Jedynym problemem może być tylko wspomniana już bateria. Cudowne Apple nie pozwala jej wymieniać bez problemu, a żywotność niestety spada.
Poniżej trzeciej generacji nie radzę już schodzić. Ceny są zachęcające, ale jeśli myślicie o graniu, to nie warto. W iPodzie Touch 1 i 2 generacji jest słabszy procesor graficzny. Z niektórymi nowszymi grami mogą być problemy.
Tablety i PDP mają jeszcze jeden minus – świecące ekrany niezbyt przyjemne podczas choroby. Tutaj bezdyskusyjnie rządzi Kindle.
Amazon Kindle – bez światła, bez problemu
Piszę o Kindle, ale oczywiście myślę o wszelkich czytnikach elektronicznego papieru. Do tego samego wora można też wrzucić tradycyjne książki, ale to blog o gadżetach na bazie krzemu, a nie celulozy, więc tradycyjny papier pomijam.
Kindle czy każdy inny czytnik e-booków na bazie e-inku nie jest tym co tablety. To nie mają być urządzenia multimedialne mogące zastąpić komputery. Jasne, że niektóre czytniki mają programy do przeglądania sieci, poczty itp. Ale działa to zawsze średnio i podczas choroby prędzej wkurzy niż ucieszy. Czytniki e-booków trzeba postrzegać jak książkę. Elektroniczną, ale jednak tylko i wyłącznie książkę.
To ograniczenie jest największą wadą, ale jak na ironię, również zaletą Kindle. Czytnik służy do czytania i… tylko tego. Jeśli podczas choroby macie dość sił, by nadrobić zaległe lektury, to nie ma dla Was absolutnie lepszego towarzysza niedoli. Kindle wytrzyma wiele dni bez ładowania, ma ekran bez podświetlania, więc nie męczy tak bardzo oczu, czcionka przypomina druk, więc jest przyjemna w odbiorze, a w pamięci można mieć tak pokaźną bibliotekę, że z łóżka trzeba ruszać się tylko po nową dawkę leków.
Sprzęt idealny dla chorych fanów gadżetów, którzy podczas grypy mogą czytać bez zawrotów głowy, łzawiących oczu czy innych obleśnych dolegliwości.
Gdzie najlepiej kupić?
U źródła, czyli na Amazonie. Wersja WiFi za 139 dolców (około 460 zł), WiFi + 3G za 189 (około 630 zł). Mówię o wersji 6-calowej. Dostawa w około tydzień (pomijając okres świąteczny, kiedy jest zawsze znaaaacznie dłużej). Odradzam kupowanie na Allegro. Ceny są wyższe, a wielu sprzedawców i tak zamawia z Amazona po zebraniu chętnych z aukcji. Lepiej zrobić to samemu i nie płacić pośrednikom.
Laptop – dla zdrowych
Podczas choroby komputer działa na mnie fatalnie. Po prostu nie mogę siedzieć przed ekranem zbyt długo, bo zaczynam się czuć coraz gorzej. Nie wspominając nawet o pisaniu czegoś dłuższego, czy graniu w jakieś poważniejsze, dłuższe gry.
Sęk w tym, że żaden gadżet mobilny nie jest jeszcze w stanie zastąpić mi całkowicie komputera. Sprawdzić pocztę i Facebooka mogę nawet na komórce. Pobawić się casualowymi gierkami na iPadzie czy iPodzie. Poczytać na Kindle. Ale już obrobić na szybko jakiś screen i wrzucić na bloga – nie bardzo. Pewnie jakoś bym niektóre ograniczenia obszedł, ale gdy jestem chory, to ostatnie o czym myślę jest szukanie nowych rozwiązań. Jedyne czego pragnę, to szybko zaktualizować to co chcę i wracać do relaksu (jeśli można tak nazwać wegetowanie z chusteczkami walającymi się wszędzie dookoła).
Bardzo bym chciał dostać w ręce tablet, który pozwoliłby mi zapomnieć całkowicie o komputerze. Albo jeszcze lepiej coś takiej wielkości jak iPod Touch lub Samsung Galaxy Note, bym mógł to jeszcze schować pod poduszką. Póki co jednak zawsze pojawiają się jakieś ograniczenia i chcąc zrobić coś bardziej konkretnego i tak sięgam po komputer.
Co chowam pod pierzyną?
Co wybrałbym na ciężkie dni choroby? Mimo wszystko chyba iPoda Touch lub iPada. Komputer w gorączce mnie dobija, a Kindle jest rewelacyjny, ale jednozadaniowy. Mój iPod Touch może zaspokoić technologiczne uzależnienie na wiele sposobów… jeśli oczywiście nie siądzie mu wcześniej bateria.
To ja. A Wy co schowalibyście pod pierzyną w czasie choroby?
[poll id=”6″]