Są filmy komiksowe, do których peleryny i spektakularne efekty specjalne pasują jak ulał. Logan nie jest jednym z nich.
20th Century Fox ma szczęście do aktorów, którzy kochają odgrywane postaci bohaterów. Z jednej strony mamy firmę, która robi albo filmy efekciarskie, ale dość puste (np. ostatnie X-Men: Apocalypse) lub nie ogarnia tematu osobnych, mniejszych historii (X-Men Origins: Wolverine), a z drugiej projekty powstałe z pasji i doskonałego zrozumienia charakteru danego bohatera (Deadpool). Najnowszy Logan jest właśnie wynikiem takiej miłości. Zrodzony z chęci zrobienia czegoś innego i zamknięcia pewnego etapu swojego życia z przytupem. Diabli wiedzą ile tak naprawdę Hugh Jackman miał wpływu na kształt tego filmu, ale mówi się, że jest on taki jaki jest głównie dzięki jego uporowi i namowach do współpracy innych aktorów, reżysera i studia.
A jaki jest Logan?
Przede wszystkim to nie jest film o superbohaterach. Można powiedzieć, że to ekranizacja komiksu (Old Man Logan), ale i tutaj tylko pośrednio, bo z kolorowych kart czerpie głównie klimat, a nie całą fabułę. Jest to film drogi, western, film obyczajowy i dramat. I tylko jakby przypadkiem z udziałem bohaterów Marvela. To film, którego najpiękniejsze, najmocniejsze sceny są wtedy, gdy nie ma efektów specjalnych, gdy nic nie wybucha, nie strzela… Logan jest najpiękniejszy i wyjątkowy gdy na ekranie są ludzie. Na przykład stary, schorowany profesor Charles Xavier (genialny Patrick Stewart!) niesiony do łóżka przez równie starego i zmęczonego Logana. Ludzie pokiereszowani przez los, starzy i schorowani. Ale też przyjaciele…
Do tej mieszanki trzeba było dodać sceny akcji, bo inaczej widzowie zaczęli by palić kina. Z jednej strony jest bosko! Krwawo, brutalnie, ale bez przesady… po prostu tak jak powinien wyglądać Wolverine machający szponami. Z drugiej jednak strony akcja zabija momentami to, co w filmie najpiękniejsze. Odciąga od obyczaju, który jest tutaj tak bardzo silny! Na domiar złego śmierć obecna cały czas w filmie nie bardzo zmienia bohaterów. Nie tak jak powinna. Nie dostatecznie.
Na końcu (spokojnie, bez spoilerów) Logan zachowuje się jak zwierzę, wymachując szaleńczo pazurkami. Ani zbytnio ciekawie wizualnie, ani bez konkretnego, głębszego przesłania. Szkoda, bo gdyby reżyser poszedł głębiej w naśladownictwo filmów takich jak Bez przebaczenia czy Gran Torino (którymi podobno bardzo się inspirował), to byłoby dzieło znakomite. Teraz Logan jest „tylko” bardzo dobry. Inny niż wszystkie filmy komiksowe jakie widzieliście. To film zrodzony z ambicji na zupełnie innym poziomie.
Logan to najlepszy film w serii X-Men i jeden z kilku najlepszych filmów komiksowych jakie obejrzycie.
PS Pozdrowienia dla polskiego dystrybutora filmu, który w rodzimym tytule muuusiał dodać słowo Wolverine. Tak jakby polski widz nie był dość ogarnięty kulturowo, by zrozumieć samo Logan.
PPS w pierwszym zdaniu wspomniałem, że do Logana bombastyczne efekty specjalne nie pasują. Co nie znaczy, że ich nie ma. Czy wiedzieliście na przykład, że w wielu scenach twarz (w sumie cała głowa) Hugh Jackmana była cyfrowa? Dobry artykuł o tym tutaj, a próbka możliwości dzisiejszego CGI poniżej.