Popijam herbatę w Poznaniu, śledzę przesyłkę z Xiamen w Chinach, a po wszystkim zaglądam na brytyjskiego Amazona i kupuję mikrofon w dwie minuty. Handel fizycznymi produktami żyje globalnie. Niestety usługi, to zupełnie inna historia.
W związku z moim kanałem YouTube, do subskrypcji którego serdecznie zachęcam, postanowiłem niedawno zrobić małe zakupy. Potrzebowałem nowych kart pamięci do aparatów, dodatkowej lampki LED do światła wypełniającego, lepszego statywu (absolutnie rewelacyjny Manfrotto 055XPRO3) i tym podobnych. Trochę się tego uzbierało. Zakupów w zwykłych sklepach nie robię już od dawna. Jakieś 90% rzeczy które kupuję, włącznie z jedzeniem, zamawiam w sieci. Klikanie „Kup Teraz” jest więc dla mnie chlebem powszednim. Jednak dopiero teraz zorientowałem się jak nieświadomie wychodzę poza granice Polski. Po części to kwestia dostępności danych produktów i cen. Czasem po prostu oferty zza granicy są bardziej atrakcyjne. Przez długi czas było tak np. z filmami 3D, których w Polsce po prostu nie było.
Najważniejsza jest jednak wygoda i niewidzialność realnych granic w wirtualnym świecie. Mikrofon na angielskim Amazonie kupowałem świadomie. Był tańszy niż w polskich sklepach i to razem z wysyłką. Która notabene trwała śmieszne 3 dni. Dużo szybciej się nie da. Z kolei lampę LED kupiłem na polskiej aukcji i po prostu nie zauważyłem, że wysyłka jest z chińskiego miasta Xiamen.
To minimum 18 godzin samolotem. Lotami pasażerskimi nawet 33 i z dwoma przystankami. Koszt – od kilku, do kilkunastu tysięcy złotych. A ja popijam w Poznaniu zieloną herbatę, drapię się po nosie i kupuję lampkę za 160 zł.
Oczywiście na przesyłkę sobie poczekam. Leci do mnie od 19. października, czyli już prawie dwa tygodnie. Ale śledzenie przesyłki działa znakomicie. Wiem, że dzisiaj, o ósmej rano moja paczka dotarła już do Warszawy.
Ta wygoda i brak odczuwalnych ograniczeń sprawia, że przestaję o nich myśleć. Paczka może być uszkodzona, oclona, a o szybkiej gwarancji mogę zapomnieć. Ale zamawiając produkty zza granicy nie myślę o tym, bo sam proces w żadnym momencie mi nie przypomina. Nie musi.
Globalny handel produktami fizycznymi przeżywa płomienną młodość. Niestety lokalne usługi wydają się zbliżać do wieku emerytalnego.
Dwa słowa – blokady regionalne. W lutym pisałem o nich przy okazji usługi Disney Movies Anywhere, która wbrew nazwie nie jest wcale dostępna wszędzie. Nie działa na przykład w Polsce. W marcu poruszałem temat ponownie, w kontekście serialu House of Cards, który w USA był dostępny na Netflixie w całości za jednym razem, w cenie 8 dolarów abonamentu. W Polsce ten sam serial nc+ kazało nam oglądać odcinek za odcinkiem, w łącznej cenie za usługi wysokości 49 zł. Rezultat był oczywisty. Polska była na drugim miejscu listy krajów, które serial ściągały z nieoficjalnych źródeł.
Minęło siedem miesięcy. Nie zmieniło się nic.
Chciałbym kupić sobie smartwatch. Najchętniej LG G Watch R, bo z trzech nowości opisywanych po targach IFA, jego okrągła koperta podoba mi się najbardziej. Ale nie kupię, bo system Android Wear nie jest wspierany w Polsce. Nie zapłacę ponad 1000 zł za sprzęt nie działający w moim kraju na 100% swoich możliwości.
Chciałbym skorzystać z Netflixa. Mam kartę płatniczą lub PayPal, jestem w stanie zapłacić za taką usługę więcej niż 8,99$ (11,99$ dla treści Ultra HD). Ale nie zrobię tego, bo Netflix nie działa w Polsce, a nawet jeśli kiedyś oficjalnie zadziała, to i tak będzie miała repertuar gorszy niż w USA. Jestem tego pewien.
Moja przesyłka z Chin leci do mnie już prawie dwa tygodnie, ale to nic w stosunku do czasu od jakiego czekam na zniesienie idiotycznych blokad regionalnych na usługi i dystrybucję treści za pośrednictwem sieci. Mam VPN, mam smart DNS… Radzę sobie. Ale chciałbym z nich zrezygnować i płacić za niektóre usługi bez kombinowania.
Kochani nadawcy, proszę Was pięknie i serdecznie. Weźcie moje pieniądze.