Navibot Silencio, to najnowsza wersja zautomatyzowanego odkurzaczo-robota, która ma sprawić, że na zawsze zapomnimy czyszczeniu podłóg. Problem w tym, że patrząc jak ten prymitywny R2D2 się męczy, mam ochotę sam sięgnąć po odkurzacz.
W polskich sklepach internetowych można kupić różne wersje odkurzacza. Ceny zaczynają się od 1100 zł. Akcesoria kosztują od 80 zł (szczotki) do 170 zł (wirtualna ściana). Na Samsung Forum 2012 widziałem najnowszą wersję tego malca, której sugerowana cena detaliczna to 2699 zł (w sklepach będzie dużo taniej).
Samsung Navibot S ma 8 cm wysokości, porusza się z prędkością 320 mm/sek i posiada kamerę podglądu i inną skierowaną na sufit, która podczas pracy tworzy mapę pomieszczenia. Wbudowana bateria pozwala na około półtorej godziny pracy. Gdy akumulator się rozładowuje, Navibot sam wraca do widocznej na filmie stacji bazowej. Po naładowaniu akumulatorów i opróżnieniu pojemnika na brud wraca do pracy.
Robocik ma dwie ciekawe funkcje:
- jest tu wbudowana kamera i lampa LED, które w połączeniu ze zdalnym sterowaniem przez sieć zamieniają Navibota S w system monitoringu mieszkania,
- jest też system zabezpieczający przed uszkodzeniami, który wykrywa spadek wyższy niż 5 cm i powstrzymuje robota przed zjechaniem ze schodów, półki itp.
I tyle ciekawostek. Jeśli idzie o praktyczne zastosowanie tego gadżetu, to prędzej mi kaktus na ręce wyrośnie niż coś takiego będzie w stanie zastąpić zwyczajny odkurzacz. Sam nie miałem Navibota w testach, ale w Pradze rozmawiałem z kilkoma dziennikarzami, którzy bawili się poprzednimi wersjami robo-odurzacza. Opinie były zgodne – fajny gadżet, ale domu nie posprząta.
Owszem Navibot S jeździ sobie po mieszkaniu i swoimi malutkimi szczoteczkami coś tam zbiera. Tylko, że może nie poradzić sobie z wysokimi i gęstymi dywanami (maksymalna wysokość na jaką wjedzie, to 1,5 cm), jest nadal dość wolny i ma taki kształt, że rogi mieszkania ominie nie z braku chęci, ale po prostu możliwości wjechania (szczoteczki śmigające po bokach wielkiego wrażenia nie robią).
Nie mówię, że urządzenie nie jest ciekawe. Zdalne sterowanie, wbudowana kamera i stacja dokująca to ciekawe przykłady nowoczesnej myśli technicznej. Ale patrząc jak Navibot męczy się z brudem w warunkach domowych, mam ochotę sam sięgnąć po odkurzacz.
Zabawka jest fajna, ale to właśnie tylko to – zabawka. Jeśli ktoś cierpi na zabójcze uczulenie na odkurzacze, a na samą myśl o wzięciu do ręki szczotki dostaje wysypki, to może takie coś jest dla niego. W innym wypadku chyba lepiej poświęcić te pół godziny i samemu zająć się podłogą. Będzie szybciej, dokładniej i taniej.