Amerykańscy fani seriali będą mogli lada chwila zatopić swoje nerdowskie kły w pierwsze odcinki drugich sezonów seriali True Detective i The Last Ship. To przedstawiciele dwóch całkowicie przeciwległych biegunów jakościowych. Obydwa sprawiają jednak ogromną przyjemność. Tylko nie w taki sam sposób.
Pierwszy sezon True Detective był objawieniem. Poważna historia i równie poważne traktowanie widza, absolutnie genialne aktorstwo (szczególnie Matthew McConaughey dał popis!) i znakomity klimat. Zakończenie historii było według mnie mocno rozczarowujące i niepotrzebnie sztampowe, ale całość i tak zachwyca.
Przypominam, że drugi sezon to zupełnie nowi bohaterowie, nowe realia i nowe wydarzenia. Tym razem na szklanym ekranie zobaczymy Colina Farrella, Vince’a Vaughna, Rachel McAdams i Taylora Kitscha.
Na Masie Kultury nie raz rozwodziliśmy się o jakości tego serialu.
Z drugiej strony jest The Last Ship. Serial obiektywnie zły. Napakowany… nie, całkowicie przepakowany okropnym patosem, nastawiony na głupią akcję, pełen błędów fabularnych, nierealistycznych postaci i idiotycznych zwrotów akcji. Załoga ostatniego okrętu wojennego armii amerykańskiej pływa po wodach świata zdziesiątkowanego przez zabójczego wirusa szukając ratunku dla ludzkości. Serial ogląda się prawie jak parodię Star Treka (kapitan zawsze idzie pierwszy) i Battlestar Galactica (jeden okręt kontra reszta świata) w stylistyce kina z pod marki Michaela Bay’a.
Okropnie złe, przeraźliwie głupie, ale z odpowiednim nastawieniem niesamowicie zabawne! To nie jest dobry serial, ale to również produkcja, której walory obiektywnie złe mogą stać się subiektywnie zabawne.
True Detective leci na HBO. The Last Ship na TNT. Jeśli macie dostęp do tych kanałów lub seriale może przysłać Wam wujek z USA, to polecam obydwa. Z zupełnie innych powodów i kompletnie różnym nastawieniem.
Jeśli drugi sezon True Detective będzie choć w połowie tak dobry jak pierwszy, to będzie to uczta dla fanów dobrych, poważnych seriali.
Z kolei jeśli The Last Ship będzie nadal tak idiotyczny (lub bardziej, na co stawiam), to będzie idealnym „beka serialem”, oglądanym dla radości z obcowania z czymś nieświadomie tandetnym. To jest złe… Tak złe, że aż dobre! :)
Polecam.