Macie w domu młotek? Albo klucz francuski? Jak często ich używacie? Raz do roku, dwa? Może wcale nie jest Wam potrzebny.
W niedzielę grałem od rana do wieczora w The Legend of Zelda: Breath of the Wild na konsoli Nintendo Switch. Przepiękny dzień. Pełna, stuprocentowa geekoza!
Sęk w tym, że nie mam najnowszej konsoli Nintendo. Jako, że póki co interesuje mnie na niej tylko wspomniana Zelda, to nie chciałem wydawać na nią 1500 zł. Wii U też jest nadal dość drogie, a by użyć emulatora miałem trochę oporów moralnych. Napisałem więc na grupę dyskusyjną Masy Kultury czy ktoś nie chciałby pożyczyć sprzętu na czas przejścia Zeldy.
Słuchacze Masy są najlepsi na świecie, więc w ciągu dwóch godzin miałem cztery propozycje, a dwa dni później Switch był u mnie.
Rewelacyjna konsolka, fenomenalnie dobra gra, świetna zabawa.
Zacząłem się jednak zastanawiać – może warto robić tak z większą liczbą rzeczy? Może właśnie „większa liczba rzeczy” kupowanych na własność nie jest nam wcale potrzebna?
Oczywiście nie jestem pierwszą osobą, która na to wpadła. Ekonomia współdzielenia (sharing economy) czy ekonomia współpracy (collaborative economy), to pojęcia już znane, które ostatnio zyskują na popularności. Coraz więcej ludzi widzi jak bezsensownie marnotrawimy surowce naturalne, bogactwo, a nawet czas napędzani czy to konsumpcjonizmem czy samolubnością. W skali jednostek współdzielenie może opierać się na wymianie idei, pomysłów czy funduszy (crowdfunding – BTW zapraszam na mój Patronite) na dany projekt. W szerszym ujęciu, to crowdsourcing, coworking, systemy wiedzy ogólnodostępnej (open knowledge) itp. Nie musi to być kwestia ideologiczna, może przenosić się na warstwę ekonomiczną firmy.
Mnie jednak najbardziej fascynuje współdzielenie sfery fizycznej. Po co (prawie) każdy z nas ma w domu młotek, jeśli używamy go kilka razy w roku? Może na 100 000 ludzi wystarczy 100 współdzielonych młotków?
Technologiczną furtką do zrealizowania takiej wizji mogły by być drony. Według Federalnej Agencji Nadzoru Transportu Lotniczego Stanów Zjednoczonych w na niebie USA będzie latało około 7 milionów dronów. Łącząc to z projektami np. Amazona dotyczącymi automatyzacji dostaw produktów dronami, można snuć wizje świata, w których wspomniany młotek czekałby sobie spokojnie w hangarze i przylatywał do nas wtedy, gdy jest potrzebny.
Na przykład na poznańskim osiedlu Piątkowo żyje ponad 36 000 ludzi na obszarze o powierzchni 4,63 kilometrów kwadratowych. Bardzo dużo młotków, na bardzo małym terenie.
Oczywiście nie jest to takie proste jak pożyczenie od znajomego Nintendo Switch i pogranie w Zeldę. I to wcale nie tylko ze względów technologicznych.
Ekonomia współdzielenia jest wykorzystywana do tworzenia nowych modeli biznesowych, w których nie zawsze pracownik zyskuje. Na przykład John Zimmer, współzałożyciel firmy Lyft, głównego konkurenta Ubera w USA, mówi, najchętniej widziałby wszystkich kierowców jeżdżących dla nich. Sęk w tym, że jeśli wszyscy będą jeździli dla Lyfta, to nie będzie dość pieniędzy do podziału, by ktokolwiek mógł z tego żyć. Podzielimy się więc samochodem i swoim czasem, ale nie zawodowo. Po prostu z tego nie wyżyjemy.
Ciekawie wygląda też przykład Airbnb, usługi, która wydaje się idealnym przykładem dzielenia zasobów. Firma daje aplikację łączącą ludzi, jedna osoba udostępnia swój dom czy mieszkanie, druga wynajmuje je. Wszyscy są zadowoleni.
Problemy są dwa. Po pierwsze brak regulacji prawnych zapewniających ubezpieczenie, standard sanitarny i bezpieczeństwo. Historie opisywane na stronach takie jak AirbnbHell mogą wywołać gęsią skórkę.
Drugi problem, to kwestia wynajmu mieszkań. Współdzielenie przestrzeni jest znakomite na papierze, ale w praktyce może doprowadzić do sytuacji, w której brakuje mieszkań na wynajem długoterminowy. Z takim problemem mirzy się Berlin, który od roku ogranicza możliwość wynajmowania mieszkań i domów na krótki okres.
Od maja 2016 osoby wynajmujące więcej niż 50% swoje mieszkania na krótkie okresy bez zgody miasta mogą zostać ukarane grzywną w wysokości 100 000 euro
– pisał o sprawie The Guardian.
Wracając do przykładu młotka dochodzi jeszcze nasz konsumpcjonizm. Przyjemnie jest snuć wizje świata, w której nie będziemy „obkupywali się” we wszystko, tylko dzielili dobrami, ale w praktyce po pierwsze lubimy swoje rzeczy, a po drugie nasz nieokiełznany apetyt na nie napędza też ekonomię. Po zagraniu w Zeldę na pożyczonym Switchu mam ochotę kupić swój. A jeśli go jednak nie kupię i nie zrobi tego również kilka milionów kolejnych osób pożyczających od innych, to czy kolejna konsola Nintendo powstanie?
Zapraszam na vlog prosto z mojego kanału YouTube.