Fot. na licencji CC JD Hancock Flickr

Osoby śledzące mnie na Facebooku i Twitterze wiedzą, że polski dystrybutor gry MMORPG „Star Wars: The Old Republic” podesłał mi zaproszenie do weekendowych beta testów tego tytułu. Była to decyzja odważna biorąc pod uwagę, że MMO nie znoszę, a ze znanych światów SF preferuję Star Treka. Czy ktoś popełnił tu błąd?

Zaczynamy ciosem w pysk!

Początek „Star Wars: The Old Republic” jest taki jak być powinien – mocny! Zdziwiło mnie co prawda trochę, że gra zaczyna się animowanymi filmikami, a nie tradycyjnie żółtymi napisami lecącymi przez kosmos (te pojawiają się nieco później), ale biorąc pod uwagę jakość wykonania początkowej animacji, nie ma w tym niczego złego.

Star Wars The Old Republic Intro

Widać, że twórcy chcieli od pierwszej minuty przykuć uwagę graczy. Intro jest zrealizowane rewelacyjnie! Nie można oderwać się od ekranu, człowiek chce chłonąć je w całości. Klimat wylewa się z ekranu hektolitrami i nie przestaje płynąć przez wiele minut. Piękna rzecz dla fanów Gwiezdnych Wojen.

Zresztą co ja Wam będę mówił. Spójrzcie sami:

Wracamy do rzeczywistości

Problem z rewelacyjnymi filmami animowanymi w grach MMO polega na tym, że po tej spektakularnej scenie pełnej wybuchów, heroicznych czynów i brzęczących mieczy świetlnych, przechodzimy do gry. I tutaj emocje „nieco” opadają.

Gry MMO nigdy nie rzucały na kolana pod względem dynamizmu rozgrywki. Ich konstrukcja bazuje raczej na potworach stojących sobie spokojnie na środku polany, czekających na gracza, który wyśle je do piekła za pomocą kilku klików myszki. W „Star Wars: The Old Republic” jest nie inaczej. Ta gra MMORPG jest klasyczna do bólu. Mówiąc najprościej jak się da, jest to po prostu „World Of Warcraft” w świecie Star Wars. Gameplay jest identyczny. W zasadzie nie powinno mnie to dziwić. WOW to globalna maszynka do zarabiania gigantycznych pieniędzy. Nic dziwnego, że trio EA, BioWare i LucasArts chce dorównać liderowi. A ma ku temu jak najlepsze warunki, bo co jak co, ale świat Gwiezdnych Wojen nadaje się na MMO jak żaden inny. Grając w „Star Wars: The Old Republic” najbardziej zdumiało mnie, że taka gra nie powstała dużo wcześniej. Ten świat aż prosi się o otwarcie go dla setek tysięcy fanów masowych gier sieciowych.

Tak więc WOW w uniwersum Gwiezdnych Wojen jest rzeczą naturalną i zrozumiałą. Mnie jednak to naśladowanie World Of Warcraft trochę rozczarowało. Biorąc pod uwagę rozmach produkcji i możliwości drzemiące w tym świecie, spodziewałem się czegoś bardziej rewolucyjnego. „Star Wars: The Old Republic” radzi sobie znakomicie z prowadzeniem fabuły. Główni i poboczni bohaterowie mówią, muzyka umila podróże, a przerywniki, filmowe związane z questami sprawiają, że czujemy się bardziej jak w zwykłym RPG-u dla pojedynczego gracza. Jest bardziej „filmowo” niż w WOW-ie.

Koniec końców czuć jednak, że to „tylko” Massively Multiplayer Online Role Playing Game. Piszę „tylko” z perspektywy osoby, która za tego typu grami nie przepada. Miałem cichą nadzieję, że „Star Wars: The Old Republic” będzie nieco innym MMO. Z questami o ciekawszej konstrukcji i bardziej dynamiczną rozgrywką. Liczyłem na silniejsze uczucie zwykłej gry, a nie zwykłej gry MMO. Myślałem, że będzie to tytuł, który przyciągnie do otwartych światów RPG takich malkontentów jak ja. Po części tak jest, bo widać, że twórcy starają się by nie było tak monotonnie jak u konkurencji. Niestety nadal za słabo.

To World Of Warcraft w uniwersum Star Wars. Co w zależności od gracza może być zarówno gigantycznym plusem, jak i ogromnym minusem „Star Wars: The Old Republic”.

Konkretnie oczami laika

Specjalistą od MMO nie jestem, więc nie będę się rozpisywał o instancjach i nudnym jak zawsze grindingu. Zwrócę tylko uwagę na kilka elementów, które przykuły moją uwagę. Zarówno tych pozytywnych jak i nieco mniej.

  • Po pierwsze rozczarowała mnie budowa postaci. Szczególnie ilość dostępnych ras i jakość konstrukcji twarzy. Przy tak obszernym uniwersum jak Star Wars można tu było wrzucić dosłownie tysiące, naprawdę interesujących kombinacji. Zamiast tego mamy kilka podstawowych ras i różne rodzaje twarzy, włosów itp. które nie różnią się wielce od siebie. Już nawet „Guild Wars” oferował ciekawiej zaprojektowane twarze i fryzury. Opcji było znacznie mniej niż w „Star Wars: The Old Republic”, ale efekt końcowy lepszy. A szkoda, bo to świat, w którym każdy gracz mógłby wyglądać naprawdę wyjątkowo.
  • W kwestii gameplayu drażniła mnie konieczność wielokrotnego klikania we wrogów. Możliwe, że dodano ją by walka była bardziej dynamiczna. W praktyce jest to jednak męczące. Nasz bohater wymaga ciągłego wskazywania przeciwnika. Wystarczyłby jeden klik.
  • Dość nieudana jest też mini mapa widoczna na ekranie w prawym dolnym rogu. Jest fizycznie za mała, cała w jednym kolorze i dość nieczytelna.
  • Fajnie zapowiadają się za to pojazdy, spełniające rolę mountów znanych z WOW-a.
  • Cieszy również udźwiękowienie, o którym już wspominałem. W grze mówione linie dialogowe mają nie tylko NPC, ale i nasz bohater. Dodaje to filmowego klimatu i pozwala bardziej wczuć się w fabułę.

Galaktyczny kryzys

Największy zarzut jaki jednam mam w stosunku do „Star Wars: The Old Republic” nie dotyczy wersji beta, ale pełnej gry. A w zasadzie jej jednego aspektu – ceny.

Mówiąc krótko, gra będzie potwornie droga. Za samą grę zapłacimy:

  • 200 zł za zwykłą edycję,
  • 270 zł za cyfrową edycję kolekcjonerską,
  • i jeszcze więcej za cyfrową edycję specjalną, której jednak już nie ma.
Star Wars The Old Republic ceny gry

Im droższa wersja tym więcej dodatków (np. unikatowy droid-mysz w wersji specjalnej albo droid treningowy, HoloKamera i pistolet na flary w dwóch najdroższych). Już te ceny są wysokie. A oprócz tego dojdzie do nich jeszcze abonament. I to nie mały, bo mówi się o nawet 50 zł miesięcznie.

Oczywiście fani Star Wars kupią to wszystko z uśmiechem na twarzy. A że są ich tysiące, to gra na pewno zarobi dla twórców krocie. Mimo to szkoda, że wydawcy tak podkręcili ceny. Będą one powstrzymywały nowych graczy przed wejściem do tego świata.

Spełnienie marzeń fanów Star Wars i MMO

„Star Wars: The Old Republic” jest grą tworzoną dla trzech rodzajów graczy:

  • fanów MMORPG,
  • fanów Star Wars,
  • fanów jednego i drugiego.

Ci ostatni będą rzuceni na kolana. Wszechświat stworzony przez George’a Lucasa nadaje się idealnie do produkcji tego typu. Jeśli jakaś gra była kiedykolwiek w stanie zagrozić panowaniu World Of Warcraft, to jest nią właśnie „Star Wars: The Old Republic”. Nie przez rewolucyjne rozwiązania, nowe pomysły czy niesamowicie odkrywczy gameplay. Wyłącznie przez silne fundamenty. Jednym z filarów trzymających tego kolosa w pionie są Gwiezdne Wojny. O potędze tej marki mówić więcej nie trzeba. Drugim są rozwiązania sprawdzone w World Of Warcraft. A to również gigant stąpający na bardzo silnych nogach. Łącząc własności tych dwóch światów, otrzymujemy potwora, którego ani ja, ani żaden inny zwolennik bardziej tradycyjnych RPG-ów nie jest w stanie powstrzymać. I mówiąc szczerze nawet nie chcę tego robić. Ja za MMO nie przepadam i raczej nie spędzę przy „Star Wars: The Old Republic” roku. Ale muszę przyznać, że klimat w grze jest tak rewelacyjny, że może nawet przysiądę do niej na nieco dłużej.

Muszę tylko przyzwyczaić się do tępych potworów, które będę musiał posiekać mieczem świetlnym w ilościach idących w tysiące.

Fot. na licencji CC JD Hancock Flickr