Obraz wielkości 160 cali z urządzenia, która mieści się w dłoni, to całkiem fajna wizja. Problemem przenośnego, kieszonkowego projektora BenQ Joybee GP2 jest to samo, co wszystkich innych urządzeń tego typu – cena.
Najpierw zalety.
Projektor jest mały (140,3 x 93,8 x 129,8 mm) i lekki (565 gramów). Ma natywną rozdzielczość HD Ready – 1280 x 800 pikseli. Oferuje również znakomite wyposażenie złącz. Jest tu D-Sub, composite, HDMI, wejścia i wyjścia audio, dwa porty USB. Na deser jest jeszcze czytnik kart pamięci SD, SDHC, 2 GB włąsnej pamięci (1,3 do użytku) i uniwersalna stacja dokująca dla tytułowych iPodów i iPhonów.
Projektor działa w oparciu o trzy diody LED i może wyświetlać obraz wielkości od 20 do nawet 160 cali. Jasność oczywiście nie powala (200 ANSI lumenów), ale kontrast już jest nie najgorszy (2400:1). Oczywistym jest, że to urządzenie musi być używane w całkowicie zaciemnionych pokojach.
Jak zwykle kieszonkowy projektor ma też swoją baterię (3 godziny pracy przy 100 ANSI lumenach, 1 godzina przy 200) i odtwarza takie multimedia jak AVI, MP4, MOV, MP3, JPG czy PDF, DOC i XLS.
Wyposażenie jest świetne! Szczególnie cieszy wysoka rozdzielczość i funkcje multimedialne, które zamieniają BenQ Joybee GP2 w przenośny odtwarzacz multimedialny.
Jest tylko jeden, wspomniany już problem – cena. Oficjalnie urządzenie ma kosztować 2399 złotych. Na Ceneo widać już, że może być trochę taniej. Ale nie wiele, bo od 2185 zł.
To nie jest strasznie dużo, jeśli ktoś ma zamiar wykorzystywać projektor nie tylko do zabawy, ale również pracy (prezentacje multimedialne) czy nauki (wykłady). Robi się jednak bardzo dużo, jeśli porównamy specyfikacje do zwykłych projektorów HD Ready. Oczywiście zaletą GP2 jest jego mobilność. Tego nie można mu odebrać. Pozostaje pytanie, czy w takiej cenie producent może liczyć na przejęcie rynku? Może lepiej byłoby zejść mocno z ceny, by najpierw przekonać odbiorców do nowego rodzaju urządzeń?