Jest to telewizor plazmowy. Jest to również telewizor 3D. Jednak przede wszystkim Panasonic TX-P55VT30 jest telewizorem, w którym nie sposób się nie zakochać. Werdykt jest jasny, to zajebisty model. Ale nie idealny. Więc czy warto wydać na niego 9000 zł?
Duże możliwości, wysoka cena, ale tego nie widać
Panel PDP Panasonic TX-P55VT30 kosztuje w polskich sklepach internetowych od 8800 do 10 000 złotych. Mowa tutaj o panelu dużym, bo o przekątnej 55-cali. To jednak nadal sporo.
Na pierwszy rzut oka telewizor nie jest wart tak grubej kasy. Stylistyka nie wyróżnia się praktycznie niczym. Panel jest co prawda cienki, ale ma za to bardzo grubą ramę wokół matrycy. Coś co skutecznie psuje efekt WOW, znany np. z prawie bezramkowych paneli LCD Samsunga i LG.
W pierwszy wrażeniach wspominałem już też, że panel się nie obraca i jest cholernie ciężki. Waży ponad 44 kilogramy co skutecznie utrudnia jego instalację w pojedynkę.
Od nieciekawej i po prostu nudnej stylistyki odróżnia się dość interesujący pilot zdalnego sterowania. W jego przypadku mam jednak inne uwagi. Do zasięgu przyczepić się nie można. Podczas dwóch tygodni zabawy nie miałem z nim ani razu najmniejszych problemów. Przeszkadzało mi jednak jego czerwone podświetlanie (nieprzyjemne, tylko na klawiszach numerycznych i szybko gasnące), płytkie klawisze nawigacyjne i waga – ponad 200 gramów z bateriami.
Mówiąc krótko, gdybym miał ocenić tę plazmę tylko po wyglądzie, to oprócz małej grubości niczym by mnie nie zaciekawiła. Na szczęście książki nie ocenia się po okładce.
Multimedialny świat
Panele Smart TV podbijają świat. Dzisiaj telewizor bez aplikacji sieciowych i obsługi multimediów z pamięci USB, jest uznawany za niedorozwinięty. I bardzo dobrze! Płacąc 9000 zł za nowy sprzęt mamy prawo wymagać wszystkiego co najnowsze, najlepsze i najbardziej wypasione.
W walce z innymi „sprytnymi telewizorami” Panasonic TX-P55VT30 raz wygrywa, raz przegrywa.
USB – raczej nie
Na pewno nie jest to takie centrum multimedialne jak niektóre telewizory Samsunga czy LG. Panasonic nigdy nie oferował aż tak znakomitego wsparcia dla multimediów z USB jak konkurencja. W opisywanym modelu nie jest inaczej. Telewizor potrafi nagrywać treści na dyski USB, ale niestety we własnym formacie, więc sobie tego później w komputerze nie odtworzymy.
Odczytuje większość najważniejszych formatów (.avi, .mkv, .jpg, .mp3), ale miewa z nimi problemy. A to z obrazem, a to z dźwiękiem, a to z proporcjami, a to z napisami, do których nie ma zbyt wielu opcji. Telewizor może wspomóc inny odtwarzacz stacjonarny lub Blu-ray/DVD z funkcjami multimedialnymi, ale na pewno nie będzie w stanie zastąpić komputera z najnowszymi kodekami. Fani kopii cyfrowych muszą być świadomi, że ta plazma sobie z nimi radzi… tylko wybiórczo.
Na domiar złego po macoszemu potraktowano tu też kwestię odtwarzaczy. Galeria zdjęć jest niewygodna, gdy odtwarzany film jest na pauzie, nie można włączyć jego opcji, a odtwarzacz muzyki wręcz fatalny. Niestety
Sieciowy raj… no prawie
Lepiej Panasonic TX-P55VT30 radzi sobie z funkcjami sieciowymi. Telewizor nie posiada zintegrowanej karty WiFi, ale producent dodaje do zestawu przystawkę podpinaną pod USB. I bardzo dobrze, bo jest to panel wyposażony w system Viera Connect, a więc nową odsłonę Viera Cast, czegoś co fani tej marki znają już od dawna.
Co nowego? Głównie Viera Market, czyli wirtualny sklep z dodatkowymi aplikacjami poszerzającymi możliwości panelu.
Podobną funkcjonalność oferują obecnie prawie wszyscy producenci walczący na polu Smart TV. W przypadku Panasonica mamy do dyspozycji kilkadziesiąt aplikacji. Są tu kanały informacyjne, rozrywkowe, trochę multimediów i kilka gierek.
Z rzeczy najbardziej konkretnych cieszy obecność widgetów Ipla, Iplex i Eurosport. Szczególnie dwa pierwsze są znakomitym uzupełnieniem funkcji panelu. Iplę można spotkać u innych producentów, ale Iplex, kanał z pełnometrażowymi, absolutnie darmowymi filmami, ma tylko Panasonic. Brawo!
Smuci za to brak otwartej przeglądarki internetowej.
Telewizor plazmowy, który chcę mieć!
Panasonic nigdy nie był dobry w dodatkach dla swoich paneli. Telewizory LED konkurencji radzą sobie lepiej z multimediami, a niejeden telewizor plazmowy Samsunga niszczy Panasonica pod względem wyglądu. W jednym jednak japoński producent zawsze radził sobie znakomicie – w jakości obrazu. I nie inaczej jest w TX-P55VT30. Wybaczcie tak optymistyczny ton, ale jest on uzasadniony. Żadne telewizory LCD, które miałem w testach nie wyświetlały obrazu tak dobrego jak Panasonic TX-P55VT30. Kropka.
Przede wszystkim radzi on sobie znakomicie ze standardowymi treściami. Najlepiej z Blu-ray, bo to oczywiście najwyższa z możliwych jakości.
Ale widać to też w przypadku gier wideo. Czerń jest rewelacyjna, a prędkość matrycy tak duża, że podczas zabawy z Battlefield: Bad Company 2 mogłem grać bez najmniejszych problemów nawet z włączonymi systemami poprawy jakości (w tym z Intelligent Frame Creation ustawionym na maksimum). Po przejściu do trybu Gra i wyłączeniu wszelkich „ulepszaczy” płynność była nieporównywalna z jakimkolwiek panelem LCD – czy to LED czy CCFL.
Jakość obrazu spada oczywiście gdy oglądamy go w środku dnia. To niestety przywara wszystkich plazm. Wystarczy jednak zasłonić okna lub poczekać do zmroku, by maraton filmowy był przeżyciem niezapomnianym.
Co lepsze, ta jakość przenosi się też na obraz 3D.
Panasonic TX-P55VT30 wykorzystuje aktywne okulary migawkowe. Niestety bardzo niewygodne ze zwykłymi okularami korekcyjnymi. A do tego drogie, bo od 400 zł za sztukę.
To jednak jedyny poważny minus. Zalet jest znacznie więcej.
- W zestawie są dwie pary okularów 3D.
- Obraz 3D jest płynny i pozbawiony tak silnego crosstalku („duszki” przy ruchomych obiektach wynikające z niekompletnej izolacji obrazu dla lewego i prawego oka) jak w wielu innych telewizorach 3D.
- Panasonic umożliwia zmianę parametrów obrazu w trybie 3D. Oznacza to, że możemy dowolnie zwiększać np. jasność filmu. Z tym parametrem ustawionym prawie na maksimum bez okularów filmy wyglądają strasznie. Ale w okularach 3D idealnie.
Zmiana parametrów obrazu jest czymś pięknym. Praktycznie wszyscy producenci oferują już ją w panelach 3D z roku 2011. Dobrze, że u Panasonica nie jest inaczej. Owocuje, to wreszcie filmami 3D, które nie są za ciemne i z za mało jaskrawymi kolorami. Film „Tron: Dziedzictwo 3D” wygląda na tej plazmie znacznie lepiej niż w kinie.
Panel radzi sobie też nieźle z sygnałem w słabej jakości, ale cudów oczywiście nie ma. To 55 cali, więc analogowa kablówka czy marnej jakości DivX/DVD muszą wyglądać słabiej. Sztuczne podwyższanie rozdzielczości nie rzuca na kolana.
Miła niespodzianka
Bardzo miłą niespodzianką w tym panelu był system konwersji obrazu 2D do 3D. Mówiąc szczerze nie spodziewałem się, że jeszcze w tym roku zobaczę konwersję w czasie rzeczywistym, która nie byłaby zupełnie bezużyteczna. Do tej pory czegoś takiego nie widziałem.
Plazma Panasonic TX-P55VT30 radzi sobie z tym jednak zaskakująco dobrze! Oczywiście efekt nie jest tak dobry jak z filmów nagrywanych w 3D. I zapewne jeszcze bardzo długo nie będzie. Niemniej jest to pierwszy telewizor, w którym konwersja 2D do 3D nie przeszkadza, a czasem nawet wychodzi nieźle!
Nie mogę oczywiście obiecać, że Wam się ten efekt spodoba. Odbiór treści 3D do rzecz bardzo subiektywna. Mogę jednak z czystym sumieniem powiedzieć, że to najlepsza konwersja 2D do 3D jaką do tej pory widziałem.
Jaki telewizor kupić? To proste plazmowy!
„Plazma czy LCD„, to jedno z najczęstszych pytań osób szukających nowego telewizora. Z prywatnego doświadczenia wiem, że najczęściej wygrywają ciekłe kryształy. To oczywiście żadne wiarygodne badania naukowe, ale zauważam pewną niechęć do plazm. Głównie ze względu na mity krążące w sieci. Plazmy się grzeją, buczą, wybuchają no i oczywiście mają gorszy obraz. Panasonic TX-P55VT30 trochę bzyczy, to akurat prawda, ale oprócz tego kopie niektóre LCeDeki w tyłek tak silnie, że są bliskie wejścia na orbitę.
To nie jest telewizor tani. Ale też nie jest przeciętny. Oferuje rewelacyjną jakość obrazu, zarówno w trybie 2D jak i 3D. Sprawdza się perfekcyjnie w grach i ma nie najgorsze widgety internetowe. Być może nie odtworzy wszystkich możliwych multimediów z pamięci USB, ale po odpaleniu Blu-ray będziecie mieli większy problem – szukając własnej szczęki.