Gdy testujesz telewizor jest ciepło. Albo od nagrzewającej się matrycy, albo dźwigania wielkiego pudła. Tym razem biorę się jednak za coś, co musi być „cool”. Jeśli nie będzie, to znaczy że źle działa…
Pod koniec lipca żaliłem się Wam na blogu i Facebooku, że walczę z remontem. Wasza reakcja była oczywiście do przewidzenia. Kilka osób podnosiło mnie na duchu, inne się ze mnie nabijały, kolejne ganiły za słabo położoną szpachlę. Czyli wszystko tak jak lubię :) Najciekawsza była jednak reakcja polskiego oddziału Panasonica, który stwierdził, że skoro cały dzień zaiwaniam z wiertarką i pędzlem, a po wszystkim żłopię piwsko jak zawodowy budowlaniec*, to przydałoby się, żeby złoty trunek był dobrze schłodzony.
Mamy lodówkę do testów. Chcesz ją sprawdzić?
– Zapytał mnie sympatyczny przedstawiciel japońskiego producenta. Mailem, więc nie widział moich wielkich oczu. Zgodziłem się, bo lubię wyzwania. Wtarganie ponad dwumetrowego i ważącego 80 kilogramów sprzętu AGD na moje pięto uznałem za wyzwanie ostateczne. Udało się.
Tak więc moi drodzy obywatele na zdjęciach widzicie lodówkę Panasonic NR-B32SG2-SE. Jest tak wysoka, że moja żona musi stawać na stołku by sięgnąć coś z najwyższej półki, ma kategorię energetyczną A++ (250 kWh), panel LCD i podświetlane LED umieszczone u samej góry i dostatecznie dużo miejsca bym mógł przetrwać wiele dni gdy zaatakują Marsjanie (szczególnie, że lodówka chłodzi zawartość jeszcze przez 18 godzin po odcięciu zasilania).
Czy można ją połączyć z telewizorem? Chyba nie. Ale sprawdza się znakomicie jako nocna lampka.
Więcej informacji niedługo, gdy włożę do niej pierwsze warzywa, schłodzę wyskokowe trunki i sprawdzę jak szybko robi kostki lodu do drinków.
* – nie sugeruję, że wszyscy budowlańcy są miłośnikami piwa. Nie o to mi chodzi. Przecież wiadomo, że niektórzy z nich wolą wódkę ;)