James Cameron to ciekawa postać. Z jednej strony reżyser „Avatara”, „Titanica”, „Terminatora” i innych klasyków jest twórcą kilku najbardziej rozpoznawalnych filmów w historii. Dzięki niemu rozwija się też technologia filmowa. Z drugiej jednak od jakiegoś czasu promuje głównie to, na czym zarabia. Na ślepo.
W zeszłym roku praktycznie rozwiązałem dział deweloperski mojej firmy, więc nie jestem zainteresowany opracowywaniem czegokolwiek. Teraz zajmuję się Avatarem. Kropka. Robię Avatara, Avatara 2, Avatara 3 może Avatara 4
– powiedział reżyser w maju dodając, że nie interesuje go też produkcja innych filmów oraz cudze scenariusze.
Teraz, przy okazji premiery „Titanica” na Blu-ray 3D twórca wspomniał w rozmowie z dziennikarzem serwisu TechRadar, że gdyby nie przeszkody finansowe, to w trzeci wymiar przeniósłby wszystkie swoje filmy.
Nasz zespół dobrze się już na tym zna (konwersji do 3D w post produkcji – przyp. Szymon), ale chodzi o ekonomię. Przerobienie Titanica na 3D kosztowało nas 18 milionów dolarów, więc sprawdza się to tylko gdy zrobisz pełną premierę w kinach
– mówił Cameron dodając, że z powodów finansowych raczej nie udałoby się uzasadnić konwersji „Głębi”, ale być może „Terminatora 2” już tak.
Mamy więc uwielbienie do 3D, które jest w pełni zrozumiałe. I to wcale nie dlatego, że Cameron jest twarzą tej technologii. Jego propagowanie obrazu z głębią ma podłoże czysto finansowe. Cameron zarabia obecnie nie tylko na reżyserii, ale i technologii 3D. Wspólnie z Vincem Pacem stworzyli Fusion Camera System, sprzęt filmowy, który był już wykorzystywany w produkcji prawie 20 filmach 3D (między innymi „TRON: Dziedzictwo”, „Transformers: dark of the moon”, „Hugo” czy „Resident Evil: Afterlife”).
<iframe width=”600″ height=”338″ src=”http://www.youtube.com/embed/9dc5iiT0f1s” frameborder=”0″ allowfullscreen></iframe>
Cameron chwali więc 3D, bo ma w tym interes. Pieniądze zarabia też na Blu-ray, więc przy okazji rozmowy o Titanicu mówi, że to aktualnie złoty standard, a wszystko inne jest be.
Jest HD, inne HD, mocno skompresowane HD, które dostajesz ze streamingu, sygnał satelitarny i tak dalej. Minie dużo czasu zanim dojdą one do standardu Blu-ray. Odbiorcy muszą zrozumieć, że Blu-ray jest złotym standardem
– powiedział James Cameron prorokując, że rozdzielczość 4K w końcu stanie się standardem dystrybucyjnym, ale nie szybciej niż za kilka lat.
Generalnie nie sposób się z reżyserem nie zgodzić. Blu-ray oferuje obecnie bezdyskusyjnie najlepszą jakość, a w przyszłości na pewno zobaczymy jeszcze więcej pikseli. Problem w tym, że ten na wpół naukowiec, na wpół artysta, jak pisze w jego biografii Rebecca Keegan, wydaje się ostatnio promować po prostu to, w czym ma interes. Co jest oczywiście zrozumiałe, przecież w zarabianiu pieniędzy na czymś dobrym nie ma niczego złego, ale jest nieco oderwane od faktycznych potrzeb widza.
Wystarczy spojrzeć na ostatnie badania popularności funkcji 3D w telewizorach. Okazuje się, że tego typu opcje interesują nas najmniej. Niedawno na Gazecie pisałem też o tym, że 39% widzów z Wielkiej Brytanii nie jest w stanie odróżnić obrazu z DVD od Blu-ray. Osobiście nie mam bladego pojęcia jak to jest możliwe, ale skoro są ludzie, którzy nie widzą takiego przeskoku w rozdzielczości, to czy naprawdę zauważą dużo subtelniejszą zmianę między Blu-ray, a HD streamowanym z sieci?
A nawet jeśli zauważą, jeśli ktoś pokaże im jeden i drugi sygnał obok siebie, to czy będzie ich to interesować? Może dzisiejszy odbiorca chce mieć po prostu treści w zjadliwej jakości, ale szybko i tanio? Tak jak z Netflixa, iTunes czy Steam.
Oczywiście nie ujmuję talentowi James Camerona, bo trudno to robić w stosunku do człowieka, którego produkcje stanowią jakąś 1/3 listy moich ulubionych filmów. Ciekawi mnie tylko po co on to robi? W 2011 roku magazyn Vanity Fair wpisał go na najwyższe miejsce najlepiej zarabiających twórców z Hollywood, z zarobkami za rok 2010 na poziomie 257 milionów dolarów. Pieniędzy więc mu raczej nie brakuje.
„Avatar” ma na koncie już prawie 2,8 mld. dolarów, więc ma zapewne więcej wyznawców niż Chrystus. O popularność swoich starych i nowych projektów Cameron też martwić się nie musi.
Sam reżyser ma w domu 3 statuetki Oscara i blisko 50 innych nagród, więc uznanie krytyków też już zdobył.
Może więc on po prostu naprawdę wierzy, że 3D jest przyszłością i wszystko co dobre powinno mieć trzy wymiary?
James Cameron nie powinien spoczywać, bo i po co, skoro stać go na więcej. Szkoda tylko, że chyba już do końca świata będziemy oglądać jego kolejne Avatary, a sam reżyser będzie nam wmawiał, że 3D to zbawienie dla kina, a streaming z sieci jest złem wcielonym.
Może trzeba by zrobić jakiś bunt i nie pójść na „Avatara 2” do kina? Yhmm, jasne. I jeszcze Megan Fox nagle zacznie dobrze grać, Michael Bay zrobi film bez eksplozji, a piekło zamarznie.