Fot. ianmckellen Flickr

Peter Jackson jest magikiem. Jakimś cudem udało mu się z krótkiej książeczki wyczarować trzy filmy. Wbrew wszelkim przeciwnościom pierwszy z nich będzie też pokazywany w 48 klatkach na sekundę. Być może również w Polsce.

Film „Hobbit: Niezwykła podróż” wchodzi do kin 28 grudnia. Jeśli śledzicie historię tej produkcji (lub moje poprzednie wpisy na jej temat), to wiecie, że Jackson chciał dołożyć za jej pomocą kolejną cegiełkę do rozwoju technologii filmowej. Miał marzenie, by film był pokazywany w kinach w 48 klatkach na sekundę, a nie tradycyjnych 24. Obraz miał być płynniejszy, bardziej realistyczny i z lepszym 3D.

Puryści filmowi będą krytykowali brak rozmycia, ale wielu z członków naszej ekipy, wśród których też jest sporo purystów, się nawróciło. Szybko przyzwyczajasz się do nowego obrazu i staje się on o wiele bardziej realistyczny i przyjemny w odbiorze

– powiedział Jackson na początku ubiegłego roku.

Problem pojawił się po pierwszych pokazach zrealizowanych podczas targów CinemaCon w Las Vegas. Reakcje widzów były mieszane, z przewagą negatywnych. Widzowie i dziennikarze narzekali, że wysokobudżetowy film w 48 klatkach na sekundę, wygląda jak opera mydlana. Jeśli nigdy nie widzieliście tego efektu, to trudno go opisać, ale powyższe porównanie jest dość celne. Wyobraźcie sobie brazylijski tasiemiec, teatr telewizji lub film nagrany domową kamerą. Efekt 48 klatek jest podobny. O gorących reakcjach i kuble zimnej wody, jaki widzowie wylali na głowę Petera Jacksona, pisałem już w sierpniu na Gazecie.

Dlaczego Jackson upiera się więc przy tym rozwiązaniu? Bo 48fps ma też swoje plusy. Obraz jest inny niż zwykle, ale bardziej naturalny. Jest to też zbawienie dla trybu 3D, w którym zawsze brakowało płynności.

Nikt się nie zatrzyma. Technologia będzie się rozwijać. Na początku efekt jest nietypowy, bo nigdy nie oglądałeś filmu w taki sposób. To dosłownie nowe przeżycie, ale to uczucie nie trwa przez cały film

– tłumaczył Jackson, zapewniając fanów, że po 10 minutach efekt staje się naturalny, a film wygląda rewelacyjnie.

Reżyser filmu musiał iść na ustępstwa, ale na szczęście nie zupełne odrzucenie nowej technologii. W Stanach Zjednoczonych i Kanadzie nietypowa wersja Hobbita będzie wyświetlana w 450 kinach. To niewiele, w stosunku do około 4000 w jakich zazwyczaj można oglądać tak głośne tytuły, ale zawsze coś. Najłatwiej na tę wersję będzie można trafić w Los Angeles, gdzie film pokaże 19 kin.

Dan Fellman z Warner Bros. zapewnia, że wersję 48fps będzie można zobaczyć w większości średnich i dużych miast USA i Kanady. Zaznaczył też, że nie spodziewa się, by bilety na specjalne pokazy kosztowały więcej.

450 to rozsądna liczba pozwalająca nam na sprawdzenie kin przed wyświetleniem filmu. Jeśli popularność będzie tak duża jak sądzimy, to w przypadku drugiej części filmu zasięg będzie większy

dodał Fellman.

Na oficjalnej stronie filmu można już znaleźć listę kin, które będą wyświetlały Hobbita. Możliwe jest już również zamawianie pierwszych biletów.

 

Co z Polską?

Konkretów takich jak zza oceanu niestety jeszcze nie ma. Rozmawiałem jednak z przedstawicielami Forum Film Poland, polskiego dystrybutora Hobbitów, i zapewniono mnie, że polskie kina są zainteresowane tą wersją filmu. Forum Film nie dzieli się jeszcze szczegółami, bo ustalenia nie są jeszcze dopięte na ostatni guzik. Nie wiadomo też jeszcze ile kin będzie w stanie sprostać wymaganiom technicznym wersji 48fps.

Jednak Hobbit w tej wersji ma być u nas dostępny. W limitowanych ilościach, tak jak w USA, ale jednak tak. Więcej szczegółów mamy poznać na początku grudnia.

Uzbrajam się więc w cierpliwość i daję czas dystrybutorowi oraz kinom na ustalenie co, gdzie, kiedy i za ile. Zapowiadam też mój telefon 1. grudnia. Będę chciał wiedzieć więcej. Wy, jak sądzę, również.

 

Fot. ianmckellen FlickrPeter Jackson Facebook