Mało która firma daje mi tyle powodów do nienawidzenia jej co Apple. Nieliczne wzbudzają jednak równie duży szacunek.

Można powiedzieć, że firma Apple sama prosi się o to, bym jej nie lubił. Od lat pielęgnuje rozwiązania, które autentycznie działają mi na nerwy. Sprzęt elektroniczny jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi prawie tak szybko jak moja cudowna żona (która jest tak inteligentna i sprytna, że wie jak mnie wkurzyć, jeśli tylko tego chce :). Dzieje się to jednak tylko wtedy, gdy coś nie działa. Jeśli trzy razy Windows nie wykrywa podłączonego pendrive’a, mój Galaxy S4 przestaje odtwarzać ulubiony podcast albo Quake 3 w czasie LAN Party nie wykrywa myszki, to mam ochotę rzucić czymś o ścianę! Momentalnie, bez sekundy okresu przejściowego, wesoły humor zmienia mi się we wściekłość.

Apple robi to jednak inaczej. Ta firma wkurza mnie rozwiązaniami, które działają. Tylko nie tak jakbym sobie tego życzył. Jeśli po podłączeniu telefonu do komputera widzę tylko zdjęcia i to w niechronologicznie poukładanych katalogach, to zaczynam się wkurzać. Gdy iTunes próbuje zastąpić utwory na iPodzie, a niemożliwa do wymiany prostym sposobem bateria zdycha po godzinie, dosięga mnie wściekłość. Gdy wreszcie nie mogę wygodnie wyświetlić na telewizorze treści z telefonu, bo nie mam Apple TV, dostaję szału.

Apple sprzedaje pewną wizję tego jak powinniśmy używać sprzętu. Albo nam ona odpowiada, albo wiecznie trafiamy na sztucznie postawione przeszkody, które działają nam na nerwy.

Do tego wszystkiego za plecami Apple stoi jeszcze cała armia wojowników marki, która gotowa jest nabić cię na pal za każde słowo krytyki. Właśnie dlatego tak łatwo jest mi nienawidzić tę firmę. Wczoraj na Facebooku nabijałem się z konferencji WWDC 2015 tego producenta, na której dowiedzieliśmy się, że rewolucyjna usługa muzyczna Apple nie będzie wcale żadną rewolucją, tylko radiowo-internetową wariacją na temat tego czym jest np. Spotify.

Apple v Russ Hanneman

Znowu Apple samo podaje mi amunicję, szastając totalnie już zdewaluowanym terminem „rewolucja”. Komunikacja z artystami w granicach Apple Music to żaden przełom.

Świat byłby dla mnie o wiele prostszy, gdybym do Apple czuł tylko niechęć. Trzeba być jednak ślepym, głuchym i głupim, by nie zauważyć zalet sprzętu tej firmy. iTunes doprowadza mnie do szału, ale iOS to Bóg stabilności i wydajności wśród mobilnych systemów operacyjnych. Mój Android wiesza się średnio 2 razy w miesiącu, a kolejne 2 muszę go restartować z różnych względów. iOS w komórce mojej żony też zawiesił się 4 razy. Tylko, że przez ostatnie 3 lata :)

Pod względem szybkości zamknięty system Apple też potrafi zdziałać cuda. Na przykład taki iPhone 6 nie jest zawsze szybszy niż chociażby Galaxy S6 (spójrzcie na film poniżej). Tylko że iOS 8.3 podobną wydajność oferuje z procesorem dwurdzeniowym 1,4 GHz i 1 GB RAMu, a Android Lollipop potrzebuje do tego samego ośmiu rdzeni (2,1 i 1,5 GHz) i 3 GB RAMu.

Właśnie dlatego porównywanie suchych specyfikacji komórek i tabletów z iOS do Androida nie ma najmniejszego sensu. Na papierze Android rządzi od lat, a w praktyce okazuje się, że Apple jest nadal w stanie wycisnąć więcej z mniejszych zasobów hardware’owych. I to przy rewelacyjnej stabilności.

Nic więc dziwnego, że użytkownicy iOSa niechętnie przesiadają się na inne systemy i najczęściej są z niego tak zadowoleni, że kupują kolejne modele zabawek Apple.

Statistic: Global Apple iPhone sales from 3rd quarter 2007 to 2nd quarter 2015 (in million units) | Statista
Find more statistics at Statista

Oczywiście globalnie na rynku urządzeń mobilnych rządzi Android. Z równego konkurenta innych rozwiązań w ciągu zaledwie czterech lat zmienił się on w Behemota miażdżącego wszystko i wszystkich, którzy staną mu na drodze. Jeśli jednak wziąć pod uwagę, że iOS jest potworem na smyczy trzymanej przez jedną firmę, to trzeba czuć respekt dla tego, co osiągnęło Apple.

Statistic: Global smartphone sales to end users from 1st quarter 2009 to 3rd quarter 2014, by operating system (in million units) | Statista
Find more statistics at Statista

Tak więc Apple i jego „żołnierze” często ułatwiają mi ich nienawidzić, ale firmę szanuję, a jej użytkowników rozumiem. Producent już od kilku lat niewłaściwe używa słowa „rewolucja” i chyba warto byłoby wysłać Panu Cookowi słownik. Jednak wbrew zapewnieniom internetowych trolli „nadgryzione jabłko” nadal jest świeże i smaczne. Jego fani też nie mają powodów do narzekań. Komórki, tablety i komputery są diabelsko drogie i mają swoje ograniczenia, ale jeśli komuś one nie przeszkadzają, to bardzo łatwo można się w nich zakochać.

Ponieważ koniec końców sprzęt ma po prostu działać dobrze, oferować ciekawe funkcje i treść. Bez względu na to ile ma rdzeni i czy rzeczywiście jest rewolucyjny.