Wczorajsza wiadomość o nowym sprzęcie Nvidia 3D Vision 2 sprawiła, że zacząłem myśleć o grach wideo z obrazem 3D. Oraz fakcie jak bardzo są one słabe.
Trójwymiar atakuje nas ze wszystkich stron. W kinach jest zawsze przy superprodukcjach. Nawet wtedy gdy jest niechciany, niedobrze zrobiony i generalnie zbędny. W kinach domowych wygląda lepiej. Widz ma możliwość wyboru różnych wersji filmów, a możliwości zmian ustawień obrazu w nowych panelach 3D sprawiają, że największe wady trójwymiaru, ciemny obraz i brak płynności, powoli znikają.
Ostatnim frontem, na którym producenci sprzętu 3D toczą bój o klienta, są gry wideo. Widać to na każdym kroku. Gameloft przygotowuje gry 3D dla komórki LG Optimus 3D, Sony prezentuje swój nietypowy wyświetlacz OLED w postaci hełmu Sony HMZ-T1 i oczywiście wiąże go delikatnie z PlayStation, a przy opisie wspomnianego systemu Nvidia 3D Vision 2 pojawiają się wzmianki o tym jakie to będzie znakomite dla graczy. Problem w tym, że nawet jeśli sprzęt może być technicznie dobry, to gry w 3D już takie nie są.
Miałem okazję pograć w kilka tytułów 3D na telewizorach zarówno z okularami migawkowymi jak i pasywnymi. Rezultat był zawsze taki sam – zmęczenie. Po pierwsze nie widziałem jeszcze głębi w grze wideo, która rzuciłaby mnie na kolana tak bardzo jak dobrze zrobione filmy kinowe. Po drugie sama materia gier wideo średnio nadaje się do oddania w wersji 3D. Może się to jeszcze udać w gatunkach takich jak strategie czy turowe RPG. Ale w szybkich grach akcji trójwymiar działa fatalnie. Nie chodzi o to, że go nie widać. Problemem są ograniczenia technologiczne. Crosstalk (czyli widoczne rozchodzenie się obrazu dla lewego i prawego oka) i judder (brak płynności obrazu wynikający z niedopasowania odświeżania ekranu do prędkości odtwarzania filmu) sprawiają, że gry 3D potrafią naprawdę zmęczyć wzrok. Jeśli ktoś gra w „Crysis 2” w trybie 3D i jest w stanie wytrzymać kilkugodzinny maraton bez bólu głowy, to naprawdę zazdroszczę zdrowia. Szczególnie w okularach migawkowych, które nawet w najdroższych zestawach potrafią wymęczyć.
Gry wideo, którymi najbardziej promuje się 3D czyli FPS-y (z widokiem z perspektywy pierwszej osoby) wymagają szybkiego zmieniania obrazu w pionie i poziomie. Dla paneli 3D to jest koszmar. Dla widza coś jeszcze gorszego.
Obecnie 3D w telewizorach ma dla graczy sens tylko jako dodatek. Jeśli LG pokazuje na targach IFA system Dual Play (na pierwszym zdjęciu w tym wpisie) pozwalający na granie w dwóch na jednym ekranie dzięki okularom polaryzacyjnym, to jest to sprytne i praktyczne wykorzystanie możliwości paneli 3D dla gier. Jeśli jednak Sony czy jakikolwiek inny producent wmawia Wam, że PlayStation 3, Xbox 360 czy komputer będzie rewelacyjne, bo obsługuje gry w 3D, to jest to marketingowy bełkot. Owszem, obsługuje, tylko że gry z obrazem trójwymiarowym są słabe. Nie dlatego, że nie widać głębi, ale dlatego, że gracz siadający do nowego, ukochanego tytułu, raczej nie zamierza spędzić przy nim kilkudziesięciu minut. Bardzo często planuje wielogodzinną „posiadówkę” w przypadku, której 3D bardziej przeszkadza niż bawi.
Mówiąc inaczej, trójwymiar dla graczy jest ciekawym dodatkiem, który warto zobaczyć i wyrobić swoje zdanie, ale póki co nie ma najmniejszych szans podbić serc milionów fanów wirtualnej rozrywki, tak samo jak nędznie przerobione do trójwymiaru filmy kinowe nie przekonają nikogo do kupna domowego zestawu 3D.
Fot. na licencji CC fabioperez Flickr