Z hologramami jest jeden problem – George Lucas je zepsuł. W „Gwiezdnych Wojnach” pojawiają się znikąd trójwymiarowe sylwetki gadających do bohaterów ludzi. Po czymś takim, tandetne wersje z prawdziwego świata muszą rozczarowywać. Tak jak ta z lotniska Orly w Paryżu.
Co kilka miesięcy na najbardziej poczytnych serwisach o gadżetach w sieci pojawiają się informacje o nowych hologramach. A to w jakimś studiu telewizyjnym, a to laboratorium. Problem polega na tym, że myśląc „hologram” mam w głowie to.
Czegoś takiego nie ma i jeszcze długo nie będzie! Jasne, że były jakieś tam projekty wyświetlania obrazu na strumieniu wydmuchiwanego powietrza czy wody. Czasem nawet bardzo imponujące.
Ale i tak wiadomo, że jeśli ktoś chwali się czymś tak atrakcyjnym wizualnie jak na załączonych fotkach z Francji, to chodzi o tylną projekcję. W tym przypadku projektor wyświetla postać pracownika na sylwetkę człowieka wyciętą z tworzywa sztucznego.
Nie mówię, że to zły pomysł. Wygląda fajnie i na pewno na żywo robi niezłe wrażenie. Ale przestańcie mówić na to hologram, bo gdy o nich słyszę, to chcę zobaczyć coś takiego:
Wszystko inne mnie nie zadowala.
Zachowuję się dziecinnie? Wybaczcie! To nie moja wina. Rozpuścił mnie George Lucas.