Podczas targów IFA 2012 w Berlinie miałem okazję wziąć udział w prezentacji możliwości telewizora 46PFL9707. O konkretnym modelu mogę pisać tylko z dwóch powodów. Albo mnie zachwycił, albo rozczarował. Jaki jest Philips PFL9707?
Telewizora jeszcze u nas nie kupimy. Gdy się pojawi, będzie dostępny w rozmiarach 46 i 60 cali. Ceny nie będą niskie, bo to najwyższy model producenta na ten sezon. Po prezentacji zrozumiałem jednak, że w tym przypadku odbiorca przynajmniej płaci za coś konkretnego.
Panel będzie miał funkcje internetowe, pilota z klawiaturą QWERTY i wykrywaniem ruchów w zestawie oraz ciekawą aplikację Twittera, która pozwala na rozmawianie ze znajomymi w czasie oglądania telewizji. Prawda jest jednak taka, że ten producent nie stawia na tego typu „bajery”. Promuje je w komunikacji z klientami, ale w rozmowach z dziennikarzami woli skupiać się na innych, bardziej klasycznych aspektach. Ot chociażby na tym, że telewizor służy do relaksu, a nie skakania przed nim jak małpa.
Nie widzimy przyszłości w sterowaniu telewizorem za pomocą głosu i gestów. Gdy chcesz ściszyć telewizor, to po prostu wybierasz odpowiedni przycisk, a nie mówisz do telewizora
– tłumaczył na spotkaniu z dziennikarzami Jan Vanhoutte, Program Manager User Experience w TP Vision.
Osobiście pytałem jeszcze tego i innych przedstawicieli firmy o trwający właśnie wyścig na przekątne, rozdzielczości 4K, OLED i tym podobne technologie przyszłości. Odpowiedź zawsze była taka sama – pracujemy nad tym, ale nie będziemy brać udziału w wyścigu szczurów.
Lubię takie podejście. Nie zrozumcie mnie źle, gadżeciarskie dodatki od Koreańczyków mi się bardzo często podobają. Raptem wczoraj piałem przecież z zachwytu nad Multi View Samsunga.
Niektórzy producenci jednak po prostu przeginają i wrzucają do swojego sprzętu dodatki, które nie tylko są niepotrzebne, ale też zwyczajnie niedopracowane. A pozycji świnki morskiej, na której testuje się niedorobione pomysły nie lubię.
Philips oczywiście idealny nie jest. Na przykład dwa lata temu próbował wcisnąć nam pilota z małą ilością przycisków. Pomysł głupi, bo tak jak mało kto chce używać funkcji ruchowych do sterowania odbiornikiem, tak również niewielu z nas widzi sens w sztucznym odzwyczajaniu się od tradycyjnego pilota. Mam jednak wrażenie, że prezesi TP Vision mają mniejsze ciśnienie na zdobycie miana najbardziej gadżeciarskich. Z głupiego pilota się wycofali i zamiast niego zrobili pokazywany już przeze mnie model z QWERTY i żyroskopami.
Teraz w telewizorze PFL9707 stawiają na rozmiar maksymalnie 60-calowy i sprawdzone metody poprawienia jakości obrazu.
Przede wszystkim opisywany Philips ma podświetlanie Micro Dimming Premium, a więc pełną siatkę diod LED za matrycą. Konkretnie 240 sektorów podświetlania w wersji 60-calowej i 224 segmenty w modelu 46″. To rozwiązanie nie jest dzisiaj już zbyt popularne, bo jest droższe i utrudnia „odchudzenie” obudowy. Tylko co z tego, skoro sprawia, że obraz jest po prostu lepszy? Czerń jest mniej wyprana, bo światło można regulować dla danego fragmentu, nie ma plam światła, które potrafią zepsuć nawet najbardziej zaawansowany telewizor LCD LED (do dzisiaj strasznie żal mi Sharpa LE830E).
Oprócz tego Philips chwali się, że ma absolutnie najlepsze na rynku wspomaganie płynności obrazu, nową wersję filtru Moth Eye poprawiającego kontrast i zmniejszającego refleksy od światła na ekranie oraz nowy system konwersji 2D do 3D w czasie rzeczywistym.
Mówiąc szczerze gdybym to wszystko przeczytał w informacji prasowej, to bym zignorował. Przecież każdy producent pisze dokładnie to samo. Na prezentacji możliwości Philipsa PFL9707 widziałem jednak rezultaty gołym okiem. Niektóre parametry producent może naciągać na swoją korzyść, więc pokazom w warunkach kontrolowanych nigdy nie można wierzyć na sto procent. Ale mniejsze odbicie światła matrycy albo widoczne gołym okiem poprawienie mrugania okularów 3D w rogach szkieł, to coś co ciężko byłoby nagiąć.
To co TP Vision pokazało mi w Berlinie bardzo mi się spodobało. Producent postawił najnowszy model Philips PFL9707 obok starszej wersji z serii 8000. Porównywał więc jeden ze swoich produktów, do drugiego. Mimo to mówił wprost o wadach poprzedniej konstrukcji i poprawach w nowej. A nawet w jej przypadku wyraźnie zaznaczał, że niektóre elementy trzeba jeszcze dopracować. W czasie tych oświadczeń cały czas obserwowałem prezentacje producenta i podobało mi się to co widziałem. Philips PFL9707 wyświetlał rewelacyjną czerń bez jakichkolwiek chmurek od diod LED, pokazał znakomite 3D z okularami aktywnymi, które w trybie Flicker Free prawie w ogóle nie męczyły wzroku.
Na dodatek producent zadbał o taki szczegół jak usunięcie funkcji zwielokrotniania ilości klatek w fabrycznym trybie Cinema.
Zrobiliśmy to bo z jakiegoś dziwnego powodu wielu widzów nadal nie lubi tego efektu
– powiedział żartobliwym tonem prezenter Philipsa, a ja miałem ochotę uścisnąć mu dłoń. Po co zmuszać widzów do używania funkcji, która większości widzów kojarzy się z teatrem telewizji?
Oczywiście TP Vision nie jest idealne. Philips PFL9707 będzie diabelsko drogi, jego menu nie działa tak płynnie jak powinno, a oferta Smart TV nadal pozostawia wiele do życzenia. Jednak Podejście tej firmy mi się podoba. Nie ma tu idiotycznej gonitwy za nowinkami, która sprawia, że w nowym sprzęcie połowy funkcji nigdy się nie używa. Zamiast tego jest rozwój sprawdzonych technologii i słuchanie odzewu klientów.
Czy nowy Philips będzie robił takie wrażenie również w domu? Nie wiem. Ale to co zobaczyłem na targach bardzo mi się spodobało.