Na targach IFA w Berlinie nie trzeba zrobić wcale zbyt wiele, by znaleźć się na pierwszych stronach portali i blogów. Wystarczy być innym. Samsung to rozumie i dlatego wygrał pierwszy dzień.
Możecie myśleć, że liczą się lepsze specyfikacje. Możecie sądzić, że znaczenie ma cena. Możecie marzyć, że najważniejsze jest spełnianie oczekiwać klientów. Prawda jest jednak taka, że na targach tej wielkości co IFA liczy się przede wszystkim spryt. W środę 3. września miały miejsce trzy konferencje prasowe – Samsunga, dotycząca sprzętu mobilnego, Panasonica i Sony. Każdy z producentów pokazał coś ciekawego. Panasonic zachwycił mnie nieugiętym stawianiem na jakość, o czym napiszę w osobnym tekście. Podniecił też wizją powrotu marki Technics, która dla wielu odbiorców kojarzy się z dobrym brzmieniem.
Sony przynudzało trochę na konferencji, ale miało też dobre momenty. Szczególnie te z udziałem prezesa Kazuo Hirai, który czuje się na scenie jak ryba w wodzie. Chwaliłem go już dwukrotnie za występy publiczne. Raz przy okazji targów IFA 2012, gdzie głośniki były zbyt podkręcone i trzeba było robić dobra minę do złej gry (dosłownie) i raz po targach CES 2013, gdy na konferencji Sony wyskoczył niebieski ekran. Nieprzyjemna sprawa z której Hirai wybrnął bez wzbudzania niepotrzebnego dramatu. Jak zwykle z humorem.
Na targach IFA 2014 wpadki nie było, ale Hirai śmiał się sam z siebie przypominając ile to razy powiedział „WOW” w czasie CES 2014. Najwyraźniej zrobił to aż 23 razy, co skwitował sprytnym żartem. Nawet jeśli ten sceniczny luz był wyreżyserowany, to wyreżyserowany bardzo dobrze.
Oprócz tego producent pokazał telefon Xperia Z3, cienki i wodoodporny smartfon z (podobno) najlepszym aparatem na rynku, nowe kamery, nowe dodatki do muzyki Hi-Res i wspomniał dosłownie dwoma zdaniami o telewizorach. Szału nie było, a momentami robiło się nudnawo, ale produkty zapowiadają się ok.
Niestety nie jest to do końca komplement. „OK”, to dzisiaj za mało. Właśnie dlatego pierwszy dzień targów wygrał Samsung. Japończycy stawiali na tradycyjne komunikaty i podkreślanie znanej polityki. Panasonic mówił o jakości. Sony o rozrywce. Co zrobił Samsung? Jak zwykle postawił na show i gadżety.
Podobnie jak w zeszłym roku producent zrobił osobną konferencję pod hasłem „Unpacked” i ściągnął na nią wielu dziennikarzy, którzy chcąc nie chcąc musieli skupić się na sprzęcie Samsunga. Nawet kosztem innych marek. Producent wynajął do tego celu nową halę na targach IFA, czym dodał trochę blichtru. Przede wszystkim pokazał jednak sprzęt, który nawet jeśli pod wieloma względami nie ma sensu, to jest gadżeciarski, futurystyczny i bardzo, ale to bardzo sexy!
Można by pisać o wygiętym soundbarze HW-H7500/H7501, o którym wspominałem przed targami. Albo o telefonie Galaxy Note 4, który ma ekran AMOLED rozdzielczości 2560 x 1440 pikseli przekątnej 5,7 cala. Tylko, że gdyby producent pokazał tylko to, nie różniłby się niczym od konkurencji. A Samsung lubi się różnić i umie sprzedawać marzenia o przyszłości. Dlatego właśnie pokazał również telefon Galaxy Note Edge, z lekko wygiętą krawędzią.
Nawet jeśli nigdy w życiu nie przyszło Wam do głowy, by aktualizacje sprawdzać na boku komórki, a używanie telefonu jako linijki wydaje się Wam naciągane, to nie ma to większego znaczenia. Jest futurystycznie. Jest sexy.
To samo można powiedzieć o systemie Gear VR, który tak naprawdę jest tylko wymyślnym trzymadełkiem dla Note’a 4, które zakłada się na głowę. Co z tego, że podobne konstrukcje są dostępne w sieci od dawna (np. kosztujący 60 euro Durovis Dive kompatybilny z różnymi smartfonami). Samsung sprzedaje marzenie o rzeczywistości wirtualnej, z wykorzystaniem znanej marki Oculus, a dodatkowo i swojego sprzętu. Nie dość, że sexy, to jeszcze diabelsko sprytnie. Całą wizję umacnia John Carmack (twórca takich gier jak Doom czy Quake), który występował na scenie i wszystko jest wiarygodnie nowoczesne.
Inni producenci wydają się od lat zachodzić w głowę co jest siłą Samsunga. Po części są to pieniądze, których producent dorobił się ciężką pracą i ma dość dużo, by móc co roku proponować coś nowego i innego. W dużej mierze jest to jednak odwaga, by iść pod prąd, kreować trendy i potrzeby.
Nigdy w życiu nie pomyślałbym, aby komórki za kilka tysięcy używać jako linijki. Samsung umie jednak taki pomysł sprzedać jako coś oczywistego i niezbędnego. Robi to tak sprawnie i z takim przekonaniem, że za jakiś czas smartfon będzie musiał znaleźć się w wyprawce każdego ucznia wracającego we wrześniu do szkoły. Wszyscy przecież doskonale wiedzą, że smartfon z zagiętym ekranem sprawdzi się najlepiej na lekcjach matematyki. Tylko, że wtedy koreański producent będzie promował już kolejny pomysł. Jak zwykle sprytnie. Jak zwykle sexy.