W maju informowałem, że elektroniczna lornetka/kamera Sony DEV-50V zbiera mieszane recenzje. Teraz miałem okazję sprawdzić ją na żywo. Jak sprawdza się w praktyce?
Stali czytelnicy bloga lub mojego Facebooka znają doskonale moje zdanie na temat tych lornetek/kamer. Pomysł jest ciekawy i na pewno przyjemnie łechta próżne marzenia fanów filmów i seriali science fiction. Kto by nie chciał być taki jak Luke Skywalker?
Problemem tych urządzeń jest zderzenie z szarą rzeczywistością. Nie żyjemy w odległej galaktyce wśród rycerzy Jedi. Na Ziemi z początku XXI wieku technologia nie pozwala jeszcze na stworzenie cyfrowej lornetki rodem z filmów SF. Sony zamyka więc w nietypowej obudowie coś standardowego – kamerę. Koncepcyjnie jest to fajne, ale od strony praktycznej przysparza sporo problemów. Urządzenie trzeba trzymać cały czas przy oczach, więc ujęcia są nudne. Recenzenci wspominali też o problemach ze słabą baterią (35 minut do godziny i to w trybie 2D) i niezadowalającą jakością zdjęć oraz filmów.
Model DEV-50V jest kolejną generacją tego urządzenia. W kwietniu zastanawiałem się dla kogo jest to sprzęt. Doszedłem do wniosku, że tylko dla gadżeciarzy. Wtedy pisałem to jednak „na sucho” znając tylko poprzednie wersje. Czy po sprawdzeniu na żywo mam takie samo zdanie?
Sony DEV-50V w praktyce
Producentowi należą się brawa za systematyczne udoskonalanie swoich konstrukcji. model DEV-50V jest wyraźnie mniejszy i poręczniejszy od prezentowanych na IFA 2011 modeli DEV3 i DEV5.
Nowa wersja jest dużo lżejsza i mimo, że i tak waży sporo (830 gramów), to różnicę czuć. Sprzęt może nagrywać obraz w 3D, a dwa osobne wizjery (2x XGA OLED) pozwalają na obserwowanie obrazu trójwymiarowego na żywo. Muszę przyznać, że ta funkcja działa nieźle. Robienie zbliżenia (0,8-25 x, ale optyczny tylko 12x) nabiera nowej jakości, gdy widać w nim trzy wymiary.
Niestety wszystkie inne wady zostały bez zmiany. Jakość nagrań i zdjęć nie powala, bateria nie pozwoli na kilka godzin nagrywania, a na domiar złego nie ma wizjera, który pozwoliłby na wygodne ustawianie innych kadrów, niż tylko z poziomu obserwatora. Oczywiście mijałoby się to trochę z celem, bo to jednak ma być coś pokroju elektronicznej lornetki, a nie kamery. Ale w takim razie wracamy do pytania – dla kogo to jest?
- Dla filmowców nie, bo skutecznie będzie można kręcić tylko z wysokości oczu, a to jest nudne.
- Wodoodporna obudowa i niektóre zdjęcia promocyjne sugerują, że dla pasjonatów podglądania zwierząt lub fanów sportów na żywo. Ale w takim razie powinna tu być bardziej wydajna bateria.
- Dla służb porządkowych, wojska, czy policji też nie, bo przecież zwykła lornetka lub aparat z teleobiektywem będzie tańszy i dokładniejszy.
Konstrukcja Sony DEV-50V to wynik myśli technicznej i marketingowej dokładnie takiej samej jak w przypadku wizjera HMZ-T3. Producent rozwija pomysł, zmniejsza go, usprawnia pewne funkcje i udoskonala konstrukcję. Ale robi to po prostu za wolno i nie przykłada uwagi do największych problemów. Dlatego mimo iż lornetka Sony DEV-50V całkiem dobrze leży w ręce, a wizjery 3D mi się podobają, to nie mogę polecić tego urządzenia. Szczególnie nie w absolutnie surrealistycznej cenie 8000 zł w jakiej jest ono dostępne w polskich sklepach.
Jak się okazuje jest to sprzęt nie tyle dla fanów gadżetów, co dla fanów gadżetów z nadmiarem gotówki.