Spodziewaliśmy się, że nowa ekranizacja komiksu Fanstastic Four będzie zła, ale nie AŻ TAK zła. Nie dziwi mnie to jednak patrząc na to, jak wyglądały przygotowania do produkcji. Spójrzcie sami.

 

W nowym odcinku podcastu Masa Kultury wspominaliśmy o tym, że ekranizacje Fantastycznej Czwórki powstają tylko wtedy, gdy ktoś ma stracić prawa do marki i musi nakręcić film.

Nie trudno się więc domyślić, że ta seria nie ma szczęścia do filmowych adaptacji. Jeśli wersja Tima Story z 2005 roku jest najlepszą, dotychczasową ekranizacją, to znaczy, że coś jest nie tak.

Krytycy i widzowie są zgodni, że najnowszy film Josha Tranka niestety nie łamie tej passy. Wielu z nich zauważa nawet, że jest gorszy niż dwie ostatnie ekranizacje. Nawet Narodziny Srebrnego Surfera z 2007 roku, w której były takie kwiatuszki jak:

  • The Thing w wielkiej, sportowej koszulce
  • Mister Fantastic używający swoich mocy do podrywania lasek i wygibasów na parkiecie
  • Galactus w postaci wielkiej, śmierdzącej chmury

Nawet tamta ekranizacja miała jednak mocne strony. Ot chociażby rewelacyjnego Srebrnego Surfera z głębokim głosem Laurence’a Fishburne’a. Najnowszy film póki co zbiera opinie prawie wyłącznie negatywne. Wyniki na Rotten Tomatoes i Metacritics należą do jednych z najniższych wśród wszelkich filmów superbohaterskich.

I nic dziwnego, biorąc pod uwagę jak wytwórnia przygotowywała się do produkcji…