Przyznam, że film Jobs z 2013 roku niezbyt mnie interesował. Ani twórcy, ani aktorzy nie zachęcili mnie do produkcji. Tym razem jest zupełnie inaczej.

Film Steve Jobs wejdzie do polskich kin 16 października tego roku. To kolejna produkcja na temat charyzmatycznego prezesa Apple po filmie Jobs z 2013 roku. Wtedy zupełnie mnie to nie interesowało, teraz jest odwrotnie. Przede wszystkim dlatego, że reżyseruje Danny Boyle. Jest to twórca, który nie zawsze trafia ze swoimi wizjami (np. nieudane Trans czy moim zdaniem zepsuty pod koniec Sunshine), ale gdy robi coś dobrze, to jest niedościgniony. Tranispotting, 127 Godzin czy Slumdog, milioner z ulicy wystarczą, by wyczekiwać kolejnej produkcji reżysera.

Gdy w obsadzie pojawia się dodatkowo Michael Fassbender i Kate Winslet, to może być tylko lepiej.

Zwiastun filmu trafił dziś do sieci.

Dla mnie największą niewiadomą filmu jest Seth Rogen wcielający się w Steve’a Wozniaka. To aktor głównie komediowy, a do tego zawsze grający tak samo. W jednym z wywiadów powiedział, że w większości swoich ról on nawet nie gra, tylko po prostu jest sobą. Nie wierzę, by tym razem pokazał jakieś nowe, ukryte pokłady umiejętności. Może jednak zostanę miło zaskoczony.

To co zachęca mnie do filmu, oprócz reżysera, to fakt, że Aaron Sorkin pisał scenariusz na podstawie biografii Jobsa autorstwa Waltera Isaacsona. Sorkin już kilka razy pokazał, że znakomicie radzi sobie z takimi obyczajowymi historiami. Spod jego pióra wyszły scenariusze filmów Moneyball i The Social Network. Za ten drugi otrzymał Oscara.

Ekipa jest więc niesłychanie utalentowana. Może być ciekawie.