Podczas koncertu zamykającego festiwal Coachella 2012 w Kaliforni miało miejsce iście spirytualistyczne wydarzenie. Na scenie pojawił się Tupac Shakur. Rapował, pozdrawiał, a nawet pokazał Fuck You. Nie byłoby w tym oczywiście niczego dziwnego, gdyby nie fakt, że raper nie żyje od 16 lat.
Tupac Shakur pojawił się podczas występu Dr. Dre i Snoop Dogga. Na pomysł wskrzeszenia legendy wpadł podobno ten pierwszy.
Od samego początku to był pomysł Dr. Dre. Pracowaliśmy z nim i jego ludźmi, by za pomocą technologii uczynić to możliwym
– powiedział Nick Smith, dyrektor firmy AV Concepts z San Diego, która zajęła się stroną techniczną przedsięwzięcia. Efekt możecie podziwiać poniżej.
Kilkuminutowy występ legendarnego rapera udało się zrealizować dzięki „hologramom”. Występ planowano przez kilka miesięcy, produkowano przez cztery. I nie była to zabawa zbyt tania. Smith nie podaje konkretnej sumy, ale mówi, że budżet spektaklu zamknął się gdzieś w granicach od 100 000 do 400 000 dolarów.
Nie mogę powiedzieć ile kosztował ten event, ale mogę zdradzić, że było to opłacalne
– tłumaczy ekspert dodając, że możliwe byłoby wprowadzenie takich atrakcji podczas dowolnego koncertu.
Jak się coś takiego robi? Za pomocą projektorów o wysokiej rozdzielczości i prawie niewidocznej folii, na której wyświetlany jest przygotowany wcześniej materiał. To nie jest jeszcze nic tak rewolucyjnego jak autentyczne hologramy unoszące się w powietrzu, ale technologia pozwala na umieszczenie w jednym miejscu żywych artystów i projekcji wideo. Rzućcie okiem na film, który wyjaśnia technologię stojącą za występem zmarłego artysty.
Pomijając kwestię technologiczną, pojawi się jeszcze pytanie o granice moralne takich sztuczek. Czy odtwarzanie postaci z przeszłości w formie trudnej do odróżnienia od rzeczywistości jest akceptowalne? Póki co różnice między sztucznym obrazem, a naszym światem widać. Jednak za 50 lat ta granica może zatrzeć się całkowicie. Czy będziemy wtedy dygitalizować młodego Arnolda Schwarzeneggera? I to nie na kilka sekund, jak w przypadku „Terminatora 4„, ale na potrzeby całego, pełnometrażowego filmu.
Wizja sprowadzenia do życia dawnych idoli wydaje się kusząca, ale w którymś momencie może przekroczyć granice dobrego smaku. Osobiście z przyjemnością obejrzałbym jeszcze raz zmarłego w 1980 roku Petera Sellersa w roli inspektora Clouseau z serii „Różowa Pantera”, ale może niekoniecznie w sztucznej, zdygitalizowanej formie. Nie byłby to przecież autentyczny Sellers, tylko jego dziwaczny awatar.
Wszystko wskazuje jednak na to, że takie kreacje zbliżają się do nas nieubłaganie. W filmie „TRON: Legacy” obok żywego Jeffa Bridgesa pojawia się jego komputerowy odpowiednik, który nie postarzał się ani o dzień od 1982 roku. Wspomniana scena z „Terminator: Salvation” pokazuje Arnolda w wersji sprzed kilkudziesięciu lat. Teraz powraca również Tupac Shakur. Kto następny powstanie z grobu? I czy jesteśmy gotowi na jego ponowne przyjście?