Lubię złe filmy. Tylko czy nie szkoda już na nie czasu?

Tak, lubię złe filmy. Złe gry, książki czy seriale już mniej, bo wymagają zainwestowania więcej czasu i nie chcę cierpieć kilkadziesiąt czy nawet kilkaset godzin z tytułem, który wyraźnie nie jest tego wart. Ale film trwa dwie godziny, można go łyknąć wieczorem po ciężkim dniu w pracy, a jeśli jest zły, to szybko o nim zapomnieć.

Problem w tym, że robię się starszy. Do kryzysu wieku średniego mi jeszcze daleko, ale im więcej lat mija, tym bardziej zastanawiam się czy być może konsumowanie tej gorszej części kultury i popkultury nie jest szkodliwe. Dla samego siebie. No bo przecież w czasie seansu kolejnych Transformerów, które będą dokładnie takie same jak poprzednie, tylko głupsze, mógłbym obejrzeć ot chociażby takiego Patersona, który zmusza do myślenia i dyskusji. Po Transformerach zazwyczaj jestem w stanie powiedzieć tylko – „uff, ale to było głupie i męczące. Ładne, ale męczące”.

Tylko, że sprawia mi to przyjemność.

Może to chęć oderwania się od rzeczywistości i włączenia mózgu na bieg jałowy, a może po prostu dziecięca radość jaką czerpię z podziwiania efektów specjalnych, scen czy bohaterów, o których kiedyś marzyłem tylko w kontekście kinowych uniesień. Jeśli zatem dobrze się bawię i potrafię czerpać satysfakcję z czegoś obiektywnie artystycznie słabego, to nie różni się to wiele od przejażdżki kolejką górską czy partyjki League of Legends. Mój rozwój wewnętrzny zbyt wiele na tym nie zyska, ale odreaguję stres.

League of Legends to zresztą niezły przykład, bo jakkolwiek trudno byłoby nazwać tę grę nieudaną (jest rewelacyjna!), to jej społeczność jest potwornie toksyczna. Wielu graczy (większość jaką spotykam) jest dla siebie nieuprzejma czy wręcz obraźliwa. Gracze nie mają cierpliwości, wyrozumiałości i czasem ma się wrażenie, że po prostu nie bawią się zbyt dobrze. A jednak gram dalej. Nie przez mechanikę czy ogólnie gameplay, ale dlatego, że robię to ze znajomymi. Gdy nie jestem umówiony na meczyk z ziomkami, to po prostu po LOLa nie sięgam. Gram tylko z przyjaciółmi i bawię się świetnie!

Tak samo podchodzę do złych filmów i jest to pewnego rodzaju wytrych, który pozwala mi pozbyć się wyrzutów sumienia z powodu „marnowania” czasu na kiepskie treści. Gdy robię to z najlepszym przyjacielem, żoną czy nawet na maratonie kinowym z grupką znajomych, to w zasadzie obiektywna jakość filmu nie ma znaczenia. Najważniejsze są rozmowy wokół niego, wspólnie spędzony czas i łzy, które razem przelewamy. Czy to z radości, czy z zażenowania.

Trochę więcej o temacie marnowania czasu na złe treści mówimy z Tomkiem Pstrągowskim w nowym odcinku serii Szymon i Tomek Rozmawiają.