Pierwszy raz o technologii OLED napisałem na moim blogu trzy lata temu. Wtedy były to ciekawostki. Dzisiaj… Jest dokładnie tak samo. Kiedy wreszcie się to zmieni i OLED zacznie zmieniać kina domowe?
Osoby nie zaznajomione z tematem informuję, że z telewizorami OLED jest trochę tak, jak z zakończeniem serii „Pieśń Lodu i Ognia” George’a R. R. Martina. Wszyscy wiedzą, że po monstrualnym sukcesie jaki odniosła „Gra o tron” autor będzie musiał prędzej czy później wydać ostatnie części. Wszyscy spodziewają się też, że zarobi na tym krocie, a saga przejdzie do historii jako coś rewolucyjnego. Tylko, że wszelkie domysły o tym kiedy to nastąpi zmieniają się z roku na rok.
OLED nie jest magicznym tworem ze świata fantasy, ale jego narodziny są cięższe niż niejednego smoka. Tym bardziej, że wygląda to tak, jakby producenci sami do końca nie wiedzieli na czym stoją. Od lat zachwycają się możliwościami tej technologii i zapowiadają rewolucję. I od lat ona nie nadchodzi. Przez chwilę wydawało się, że być może będzie ona miała miejsca chociażby w sektorze sprzętu mobilnego, ale po pierwszych okrzykach radości okazało się, że stare LCD i tak są tańsze w produkcji, a zarazem równie imponujące pod względem rozdzielczości i jakości.
Jeśli różnicy nie ma lub jest naprawdę niewielka, to po co producenci mają inwestować w nową, droższą i bardziej skomplikowaną w produkcji technologię?
W świecie telewizorów miało być inaczej. OLED miał zaoferować niesłychanie cienkie matryce, rewelacyjne kąty boczne, znakomitą czerń i nieporównywalną szybkość matrycy. I oferuje. Zdania na temat telewizorów OLED, które już są w sprzedaży są podzielone, ale co do jednego recenzenci się zgadzają – jeśli OLED jest dobrze zrobiony, to jest lepszy niż LCD najwyższej klasy. I to w pierwszej generacji sprzętu. Strach pomyśleć co się będzie działo za 3-4 sezony.
Problem w tym, że nie wiadomo ile taki jeden sezon będzie trwał. Na pierwsze seryjnie sprzedawane telewizory OLED czekaliśmy dobre siedem lat. Teraz są już w sprzedaży, ale nie dość, że są potwornie drogie (15 – 20 tys. zł za 55 cali), to jeszcze ze wszystkich stron dochodzą do mnie informacje o ich potwornej awaryjności. Pomijając kwestię dużej szansy złamania matrycy (jest tak cienka, że montaż to wyzwanie), to pojawiają się bad piksele. Słyszałem o tym zarówno od sprzedawców, użytkowników jak i samych producentów. Uszkodzenia pikseli są nagminne i nie pomogą tu żadne sztuczki konstrukcyjne. Nawet wygięte matryce.
Na deser dochodzi jeszcze kwestia żywotności, o której nikt nie mówi, bo nikomu nie jest to na rękę. Tak naprawdę obecnie nie wiadomo ile będzie świecił OLED. Wiadomo tylko, że to technologia, która w obecnym stadium rozwoju jest bardzo podatna na zużycie.
Wszystko to sprawia, że popularyzacja OLED w kinach domowych znowu przesuwa się w czasie. Pod koniec ubiegłego roku premierę telewizora OLED LG EA98 uznałem za jedno z najważniejszych wydarzeń roku. I mimo, że producent wyda niedługo kolejne telewizory tego typu (w tym jeden z matrycą 4K), to niestety rewolucji nadal nie będzie. Koreański konkurent LG, firma Samsung, wstrzymała się z promocją OLED i stawia znowu na LCD. Japończycy cały czas jedynie badają temat, ale nie wydaja żadnych urządzeń. Chińczycy zaczynają poczynać sobie odważniej, ale również bez konkretów sprzedażowych.
OLED jest, ale go nie ma. Nadal.
Co z tego wynika? Nic nowego. Ekrany organiczne rozwijają się potwornie wolno, a co za tym idzie wolno rosną też przychody jakie generuje ich sprzedaż.
Wzrost przemysłu OLED jest wolniejszy niż przypuszczano ze względu na bardzo mało przełomów w produkcji wyświetlaczy AMOLED i koszty produkcji, które nadal są wyższe niż paneli LCD
– pisze NPD Display Search, dodając że OLED TV zarobią w 2014 roku około 795 mln dolarów, a nie 1 miliard, jak zakładano wcześniej.
Dla przeciętnego odbiorcy oznacza to dokładnie to samo, co rok, dwa i pięć lat temu. Technologia OLED jest, robi wrażenie, ale ani w tym, ani w dwóch kolejnych latach nie ma szans stać się rozwiązaniem dominującym. Aktualnie jedyne na co możemy liczyć, to kolejne ciekawostki.