Osoby szukające odpowiedzi na pytanie – jaki telewizor kupić powinny skierować za kilka dni swoją uwagę na niniejszy blog. Panasonic podesłał mi do testów plazmę TX-P55VT30E. Czy to 55-calowe monstrum jest warte nasze uwagi i pieniędzy?
Wielka mała plazma
Pełny test telewizora pojawi się na blogu za kilka dni. Dzisiaj dzielę się z Wami moimi pierwszymi wrażeniami. A są one takie jak sam sprzęt – duże.
Opisywana wersja panelu ma 55 cali przekątnej (140 cm) i kosztuje ponad 8600 złotych. Jak nie trudno się domyślić jest to odbiornik 3D. Pierwszy kontakt z telewizorem jest dość traumatyczny. Wraz z podstawką i całym wyposażeniem jego gigantyczna paczka waży ponad 44 kilogramy. Wtarganie takiego cholerstwa na trzecie piętro budynku bez windy sprawia sporo problemów. Jeszcze więcej jego instalacja.
Na szczęście robi się to tylko raz, a później panel stoi w miejscu. Dosłownie. Ekran VT30 nie jest obrotowy. Przy tak dużej przekątnej nie jest to rzecz niezbędna, ale i tak mile widziana. Osoby, które lubią obraz perfekcyjny, zawsze oglądany centralnie z przodu mogą być zawiedzione.
Rozczarowuje też nieco gruba rama wokół matrycy. W czasach gdy konkurencja oferuje telewizory, w których ramy prawie nie ma (np. Samsung D7000), te kilka centymetrów Panasonica nie wygląda imponująco.
Właśnie tak prezentuje się jednak grubość telewizora. Panel ma zaledwie 37 milimetrów grubości i udowadnia tym samym, że czasy „tłustych” plazm minęły bezpowrotnie.
Za co tyle płacimy?
Jak wspomniałem wcześniej panel jest 3D. To zrozumiałem przy tak wysokiej cenie. W zestawie z telewizorem otrzymujemy dwie pary okularów migawkowych. Każda kolejna, to wydatek nie mniejszy niż 400 złotych.
Z telewizorem dostajemy też bardzo stylowego, podświetlanego pilota, który znakomicie leży w ręce. O jego funkcjonalności będę mógł powiedzieć więcej po dłuższej zabawie.
Panasonic TX-P55VT30E posiada szereg złącz, wśród których znajdziemy cztery HDMI, composite, component i wiele więcej. Cieszą też 3 wtyczki USB (1 z boku, 2 na górze). Służą one nie tylko do podłączenia zewnętrznego dysku (nagrywanie programów i odtwarzanie multimediów), ale również do podpięcia przystawek poszerzających możliwości. Takich jak transmiter WiFi dołączony do zestawu. Trochę dziwne, że w tak dużym i drogim panelu nie znalazło się miejsce na integrację WiFi z urządzeniem. Dobrze jednak, że przystawka jest w cenie panelu.
Producent chwali się też platformą Viera Connect, będącą rozbudowaną wersją czegoś co już znamy – Viera Cast. Oprócz znanych możliwości sieciowych (widgety, VOD itp.) w tym panelu ściągniemy też dodatkowe programy z Viera Market. Pierwszy rzut oka na tę funkcję robi pozytywne wrażenie. Zobaczymy jednak jak wygląda wybór treści. U konkurencji nie jest z tym najlepiej.
Ciekaw jestem też systemu zamiany obrazu 2D na 3D w czasie rzeczywistym. Do tej pory żaden producent nie pokazał w tej materii jeszcze niczego, co można by uznać za funkcję udaną. Nie przypuszczam by tutaj było inaczej, ale może zostanę mile zaskoczony.
Co nas czeka?
Pierwsze wrażenia Panasonic TX-P55VT30 robi dość mieszane. Cieszy niewielka grubość matrycy, ale smuci duża waga i gruba ramka. Cieszą funkcje sieciowe, ale dziwi brak wbudowanego WiFi. Panel jest nierówny. Czy zostanie taki do końca?
Jeśli macie jakieś pytania, chcecie bym zwrócił uwagę na coś konkretnego, dajcie znać w komentarzach lub na Facebooku bloga.
Pełen test lada dzień. Nie wyłączajcie odbiorników…