Wpis pochodzi z Multi-bloga.

Ostatnio sporo miejsca poświęcamy telewizorom i projektorom 4K, które trafiają lub mają wkrótce trafić na rynek. Gadżety niewątpliwie fajne, ale mało kto zwraca uwagę, że nie został dotąd zaakceptowany żaden wspólny standard 4K, a nawet sama nazwa tej rozdzielczości budzi wiele wątpliwości.

Zacznijmy od nazwy. Mianem 4K zwykło określać się rozdzielczość 3840 na 2160 pikseli (taką miały prezentowane na targach IFA 2012 odbiorniki). 4K oznacza w języku angielskim skrót od „4 tysiące” (4 kilo) i faktycznie 3840 pikseli jest blisko tej liczby. Ale – horyzontalnie. Tymczasem standard HD, czyli 1920 na 1080 pikseli jest liczony wertykalnie, dlatego właśnie określamy go mianem 1080p a nie 1920p.

Jak łatwo policzyć, chociaż na wyświetlaczu 4K liczba pikseli jest 4-krotnie większa niż w HD, to liczba poziomych linii obrazu jest tylko dwukrotnie większa (2160 zamiast 1080). Dlatego 4K w rzeczywistości powinien nazywać się 2160p. Nie nazywa się tak, ponieważ w rzeczywistości standardów 4K jest co najmniej… siedem.

Poza wspomnianymi już telewizorami i projektorami o rozdzielczości 3840 na 2160 pikseli własny standard 4K ma np. serwis YouTube. Jest to 4096 na 3072 pikseli. Filmy w tej rozdzielczości możecie oglądać na eksperymentalnej playliście YouTube 4K, zawierającej obecnie 5 pozycji. Oczywiście pod warunkiem, że macie odpowiednio mocne łącze i monitor z ekranem 4096 na 2160 pikseli. To kolejny standard 4K, używany tym razem przez branżę IT.

A może wydaje wam się, że 4K w telewizorze to takie samo 4K jak w kinie? Nic z tych rzeczy. Kinematografia używa obecnie pięciu różnych standardów 4K, nie licząc tych używanych w postprodukcji. Są to:

  • Full Aperture 4K (4096 × 3112 pikseli)
  • Academy 4K  (3656 × 2664 pikseli)
  • Digital cinema 4K DCI  (4096 × 2160 pikseli)
  • Digital cinema 4K  (3996 × 2160 pikseli)
  • Digital cinema 4K  (4096 × 1714 pikseli)

Obrazy wyświetlane w tych standardach zawierają od 8 do 12 milionów pikseli a ich proporcje wahają się od klasycznego 4:3 do superpanoramy 24:10. Efekt tej różnorodności 4K jest dość prosty: nie został dotąd opracowany żaden standard 4K dla odtwarzaczy Blu-ray i transmisji telewizyjnych.

Szczególnie ciekawa jest sprawa odtwarzaczy. Ponieważ 90-minutowy film 4K wyświetlany z prędkością 30 klatek na sekundę „waży” około 3,6 terabajta, do jego odtworzenia należałoby użyć aż 200 typowych dysków BR. Chyba, że byłyby to dyski 8-warstwowe. I tu pojawia się kolejny problem: na rynku nie ma żadnego odtwarzacza Blu-ray, który byłby w stanie taki dysk odczytać.

Nie lepiej jest wcale z transmisjami telewizyjnymi. Od 2004 roku opracowywany jest nowy standard HEVC, znany także jako H.265, H.NGVC. Umożliwia on kodowanie filmów o rozdzielczości nawet 7860 na 4320 pikseli (tzw. 8K). Ostateczna ratyfikacja tego standardu została zaplanowana na styczeń przyszłego roku. W oparciu o HEVC japońska telewizja zapowiedziała, że w 2016 roku rozpocznie nadawanie programów w superwysokiej rozdzielczości.

Tymczasem okazuje się, że europejscy nadawcy wcale nie chcą czekać na HEVC i zamierzają wkrótce uruchomić własne kanały 4K, kodowane za pomocą standardu H.264, takiego samego, jak przy HD 1080p. Czyżbyśmy mieli doczekać się kolejnej wojny formatów?

Przypomina się tu sytuacja sprzed około 5 lat, kiedy toczyła się ostra walka pomiędzy standardem Blu-ray a HD DVD. Wygrał ten pierwszy, ale do dziś odtwarzacze BR nie są wcale powszechnie spotykanym gadżetem. „Standardowy bałagan” nie ułatwi też życia producentom ani nabywcom pierwszych telewizorów 4K. Bo nawet w tej jednej branży nie mogą się dotąd dogadać, jak je nazywać: 4K, 4K x 2K, Ultra Definition, Ultra HD czy może Quad HD? I kto się w tym połapie?

Wpis pochodzi z Multi-bloga.