Wczoraj informowałem Was o nowej wersji wizjera HMZ firmy Sony, a dzisiaj, prosto z targów IFA 2013 w Berlinie, zdaję relację jak urządzenie sprawdza się w praktyce.
Jedno trzeba powiedzieć od razu. Jeśli planujecie zmianę poprzednich wersji wizjera Sony na nowszą, ale nadal kablową, to nie ma to sensu. Poprawki konstrukcyjne są kosmetyczne, a niektóre wady nadal pozostały (o czym za chwilę). Na tym mógłbym w zasadzie skończyć relacje, gdyby nie fakt, że będzie również dostępna wersja HMZ-T3W pozbawiona kabli. Bezprzewodowy model ekranu na głowę, o którym już wspominałem, będzie kosztował w Japonii 100 000 jenów, czyli ponad 3200 zł (w Europie zapewne więcej). Do sprzedaży ma trafić jeszcze w tym miesiącu, ale to w Kraju Kwitnącej Wiśni. Pytałem przedstawicieli Sony kiedy pojawi się w Europie i nie umieli odpowiedzieć precyzyjnie. W listopadzie lub grudniu, ale na sto procent nie wiadomo.
Bezprzewodowa wersja wizjera pozwoli na trzy godziny streamingu multimediów z jednostki centralnej. Na odległość do siedmiu metrów, podobno bez straty jakości obrazu.
W Berlinie Sony wystawiło tylko kilka wizjerów podłączony do komórki Xperia.
W stosunku do poprzednich wersji producent zmniejszył konstrukcję przez co stała się ona lżejsza. Źródła mówią o odchudzeniu HMZ-T tylko o 10 gramów, ale w praktyce to czuć. Wizjer jest odczuwalnie lżejszy niż wersja T2, a w stosunku do T1 to prawdziwy postęp. Aktualnie HMZ-T3 jest już na tyle lekki, by w moim odczuciu nie przeszkadzał. Sony poprawiło też cały design. Aktualnie mając HMZ na głowie wyglądamy jeszcze bardziej jak Robocop.
Jest więc sporo plusów, a w przypadku wersji bezprzewodowej wyeliminowano (przynajmniej częściowo) jedną z największych z wad, czyli przywiązanie do kabli.
Niestety wygląda na to, że japoński producent będzie potrzebował jeszcze kilku generacji, by dojść do perfekcji. Sony rozwija swój produkt i z roku na rok jest on coraz lepszy, ale mimo trzeciej edycji nadal ma wiele niedoróbek znanych z HMZ-T1. Przede wszystkim wizjer jest nadal za mały na dole. Nie ma mowy o bezstresowym i stuprocentowym przeniesieniu do wirtualnego świata, bo dół wizjera nie przylega bezpośrednio do twarzy i widać to co mamy pod nosem. Doszczętnie psuje to efekt przeniesienia na wirtualną salę kinowi i w moim odczuciu zabija cały pomysł. Tutaj chodzi o to, by odciąć się w pełni od świata.
Drugi problem, to nadal mało precyzyjne ustawianie efektu 3D oraz przyciski funkcyjne ciągle umieszczone na obudowie, a nie np. na pilocie na kablu (byłoby to o wiele wygodniejsze rozwiązanie).
Tak więc wizjer Sony HMZ-T3 jest lepszy niż był, ale ja bym go za 3000 zł nadal nie kupił. Wygląda świetnie, wreszcie będzie bezprzewodowy, ale za takie pieniądze i przy trzeciej generacji, wady o których wspomniałem powinny być już dawno rozwiązane.
Doceniam fakt, że Sony się nie poddaje i dopracowuje swój pomysł, ale wygląda na to, że dla mnie ten produkt będzie gotowy gdzieś w okolicach szóstej generacji.