Telewizory kiedyś i dziś

Są cieńsze, ale większe. Piękniejsze, ale mniej trwałe. Doskonalsze technologicznie, ale nie doskonałe. Telewizory rozwijają się od dziesiątek lat, ale rewolucji w ich konstrukcji i sposobie użytkowania nie było. Teraz może się to zmienić.

Do napisania tego felietonu zainspirowała mnie firma Sony, która na swojej stronie chwali się 54 latami rozwoju telewizorów. W tekście i na infografikach pokazuje postęp technologiczny, który sprawił, że odbiorniki telewizyjne znane z lat 60-tych ubiegłego wieku nie przypominają już za bardzo tego, co możemy postawić w salonie w roku 2014. Skok technologiczny jest ogromny.

Czy jednak telewizory zmieniły się aż tak bardzo? Są cieńsze, pokazują nieporównywalnie lepszy obraz, są większe i bardziej kanciaste niż dawniej. Jednak do niedawna nie było w nich nic więcej. Mogliśmy napawać się lepszą jakością, ale była to „tylko” ewolucja znanej koncepcji – pokazywania ruchomych obrazków w zaciszu domowym. Prawdziwa rewolucja szklanego ekranu zaczęła się dopiero kilka lat temu.

Dodatki. Oto coś, czego nienawidzą puryści dobrego obrazu, ale kochają marketingowcy i przeciętni odbiorcy. Wielu moich kolegów po fachu, których bardzo szanuję za wiedzę i umiejętność jej przekazywania, podkreśla często, że w telewizorze najważniejsza jest jakość obrazu, a później długo, długo nic. Nie do końca się z tym zgadzam.

Owszem, dobry obraz to podstawa, fundament, na którym stoi płaski ekran. Prawdziwą rewolucję wywołuje jednak diabeł, a ten tkwi w szczegółach. Kilka lat temu producenci zrozumieli, że koszty dalszego udoskonalania parametrów obrazu i dźwięku są niewspółmierne do zysków jakie takie działania przynoszą. Jakość była już po prostu tak wysoka, że bardzo duże inwestycje, przynosiły bardzo mało zauważalny rozwój. Co innego dodatki. Ich brakowało. Pamiętacie gdy telewizory nie odtwarzały filmów z USB, nie miały żadnych funkcji sieciowych i nie komunikowały się z jakimkolwiek urządzeniem mobilnym? Nie było to tak dawno, raptem kilka lat temu. W tym czasie producenci zrozumieli, że dodatki są tym, na czym mogą dobrze zarobić i czym można łatwo wyróżniać się z tłumu. Zaczęli dodawać je do odbiorników tworząc podwaliny pod dzisiejsze Smart TV (jakkolwiek byśmy je rozumieli).

Jedni mówią, że był to zły wybór, który sprawił, że dzisiaj sprzedaje się telewizory jak gadżety, a nie dobrej jakości ekrany.

Moim zdaniem był to pierwszy krok na drodze ku prawdziwej rewolucji.

Czuję ogromny szacunek dla 54 lat rozwoju telewizorów Sony czy każdego dużego producenta z tej branży. Nadszedł jednak czas, na rewolucję innego typu. Czas, by telewizor stał się czymś więcej. Co najważniejsze, wreszcie jest na to szansa.

Kiedyś telewizor służył do oglądania telewizji. Dzisiaj może być odtwarzaczem, komunikatorem, serwerem i konsolą do gier. To wszystko (poza odtwarzaniem multimediów) dopiero raczkuje. Ale małe dziecko rozwija się najszybciej. Gdy patrzę jak producenci szykują się do walki na gry prosto z telewizora, co dzieje się w kwestii zginanych ekranów i jak bardzo firmy promują i rozwijają nowinki sieciowe oraz Ultra HD, to wiem, że nie będziemy musieli czekać kolejnych 54 lat na zmianę postrzegania telewizorów.

Największe nadzieje wiążę z usługami w chmurze i sensownym wykorzystaniem Smart TV (rozumianym nie tylko jako widgety, ale i komunikacja bezprzewodowa z innymi urządzeniami). Do tej pory producenci sobie z tym nie radzili. Potrzebowali jednak zaledwie kilku lat, by wreszcie wejść na właściwą drogę. Gdy telewizor zacznie odtwarzać zdalnie gry o jakości znanej z konsol stacjonarnych, bez problemu wyświetli treści z komórki i na komórce oraz połączy się z dowolnym urządzeniem w domu, to przestanie być tylko ekranem. Wiele z tych pomysłów już się pojawia. Jeszcze więcej jest w planach.

Za 20 lat możemy nie poznać naszych telewizorów. Niezwykle mnie to cieszy.

 

Fot. Sony i na licencji CC Mike Gonzalez