Przenośna konsolka The Smach Zero mająca działać w środowisku Steam OS, to urządzenie, które podbiłoby rynek… Gdyby nie fakt, że jest nam zupełnie niepotrzebne.
Konsola trafi do sprzedaży w czwartym kwartale przyszłego roku w cenie 299 euro lub 299 dolarów (bo jak wiadomo dolar i euro kosztują tyle samo, prawda?). Przynajmniej tyle konsolka ma kosztować w przedsprzedaży. Ile po premierze – jeszcze nie wiadomo.
Producent zapewnia, że będzie ona obsługiwała ponad 1000 gier z systemu Steam OS. Pod obudową znajdziemy:
- procesory AMD – JaguarCPU i GCN Radeon GPU
- 4 GB pamięci RAM
- 32 GB pamięci wewnętrznej slot na karty SD
- USB OTG
- 5-calowy ekran rozdzielczości tylko 720p
- dwa gamepady bazujące na pomyśle Valve z powierzchnią, która ma „reagować” na nasze ruchy (pisałem kiedyś o tym nietypowym kontrolerze)
- wyjście HDMI
- WiFi i Bluetooth
- 4K (model Pro)
Brzmi całkiem nieźle. Rozdzielczość ekranu niska, ale dzięki temu gry będą działały płynniej. Czemu zatem moim zdaniem The Smach Zero nie jest nam potrzebny?
Czy to nie oczywiste? Przez komórki i tablety. Po co mam wydawać 1300 zł na konsolę, skoro za 1/8 tej kwoty mogę kupić dobry kontroler Bluetooth do mojego smartfona lub tabletu i cieszyć się podobną funkcjonalnością z wykorzystaniem gigantycznej biblioteki gier na systemy iOS lub Android? A jeśli nie mam jeszcze tabletu/smartfona, to za te same pieniądze kupię dostatecznie dobry dla nowych gier, a dodatkowo Internetu, książek, muzyki itd.
Jedyna szansa dla tego typu urządzeń, to sprzęt, który pociągnąłby duże tytuły konsolowe lub PC. A to się nie stanie ze względu na licencje lub/i moc obliczeniową.
Zresztą nawet gdyby nowa „kieszonsola” odtwarzała płynnie Crysisa 3, to ilu chętnych znalazło by się na taką formę rozrywki? Gdy w domu mamy gry na 55 calach w Full HD i 60 fps, a w podróży ulubione tytuły casualowe na komórce sprawiające równie dużo przyjemności.
Czas konsol przenośnych już minął i Steam OS tego nie zmieni.