Fot. na licencji CC Juliana Coutinho Flickr

Film Harry Potter i Insygnia Śmierci: część 2, na podstawie (mniej więcej) drugiej połowy książki J.K. Rowling, wszedł do kin i fani magicznego chłopca z błyskawicą na czole oszaleli. W kinie kilka osób płakało. Ze wzruszenia czy z rozpaczy?

Podobnie jak w przypadku mojego opisu „Transformers 3” najpierw podzielę się opinią o filmie, a później odpowiem na zasadnicze pytanie – czy 3D ma tu w ogóle jakikolwiek sens?

Harry Potter – magiczna kura ze złotymi jajami

Harry Potter to bohater, który zawsze, nawet gdy byłem młodszy, wydawał mi się bezajejeczny. Gość ciągle narzeka na otaczający go świat, płacze po rodzicach i mazgai się przy każdym kuksańcu jaki dostaje od Dementora czy innego Hipogryfa. Ale jak wszyscy wiemy brak cojones pod shortami tego gówniarza nie ma większego znaczenia dla jego rówieśników. W dniu premiery pierwszej książki oni też jeszcze nie wiedzieli co to niekontrolowany wzwód, więc zakochać się w czarodzieju było łatwo. Harry Potter może nie mieć jaj, ale na pewno je znosi. Złote i pachnące, takie jakie lubi Hollywood.

Ekranizacje przygód Harrego, Hermiony, Rona i ich mrocznego kolegi, którego imienia nie można wymawiać, bo można dostać pryszczy, rządzą w kinach od 10 lat.

Kiedyś i dziś

Im dalej w (święty)las, tym więcej jagód.

  • Harry Potter and the Sorcerer’s Stone (2001) – budżet 125 mln dolarów, przychód na świecie 974 mln.
  • Harry Potter and the Chamber of Secrets (2002) – 100 mln, przychód 878 mln.
  • Harry Potter and the Prisoner of Azkaban (2004) – 130 mln, przychód 795 mln.
  • Harry Potter and the Goblet of Fire (2005) – 150 mln, przychód 895 mln.
  • Harry Potter and the Order of the Phoenix (2007) – 150 mln, przychód 938 mln.
  • Harry Potter and the Half-Blood Prince (2009) – 250 mln, przychód 933 mln.
  • Harry Potter and the Deathly Hallows Part 1 (2010) – budżet jeszcze nie jest znany, przychód 955 mln.
  • Harry Potter and the Deathly Hallows Part 2 (2011) – budżet nieznany, przychód od 15.07.2011 do 20.07.2011 – 542 mln.

J.K. Rowling jakimś cudem nie udusiła się jeszcze w funciorach z tantiem, a młodzi aktorzy pewnie już nigdy nie zarobią aż takiej kasy. Jednak Daniel Radcliffe wyrósł na niskiego i mało urodziwego, ale sympatycznego młodzieńca, Rupert Grint jest dzisiaj bardziej rudy niż kiedykolwiek wcześniej, a Emma Watson jest wreszcie pełnoletnia, więc wreszcie można oglądać jej fotki w sieci bez strachu o wejście na listę lokalnych pedofilów. Wszystko pięknie się ułożyło.

Emma Watson

Płacz na sali

Każda dobra historia ma niezły początek, ale jeszcze lepsze zakończenie. Rowling, która kończąc przygody swojego Potterka miała już dość kasy by kupić całą Bibliotekę Kongresu Stanów Zjednoczonych, mogła popuścić pasa. Dała dużo walki, dużo scen wyciskających łzy, waliła na glebę kogo popadło i generalnie się nie ograniczała. Z przyjemnością stwierdzam, że wszystko to w filmie jest, a na dodatek nie jest on tak diabelsko nudny jak pierwsza część ekranizacji Insygniów Śmierci. W tej części dzieje się dużo od początku do końca, a momenty delikatnego spowolnienia nie są tak koszmarnie ryjące czaszkę jak w drugiej połowie poprzedniego filmu.

W jednym, konkretnym momencie, na sali kinowej słychać było nawet smarkanie. Nie powiem „ryk”, ale kilkoro widzów płakało. O dziwo w tych momentach, w których płakać się powinno, więc chyba film się udał.

Zresztą czy ma jakiekolwiek znaczenie, że powiem jak było, jak reagowali widzowie i jaki jest film? Maniacy Pottera byli już pewnie 3 razy, a wszyscy inni albo pójdą z ciekawości, albo bezceremonialnie oleją małego czarodzieja i będą wypisywać pod reckami takimi jak ta, że nie rozumieją tej manii. Mi się podobało i bez wstydu polecam.

Teraz można się cieszyć. No Hermiona, dawaj!

Harry i jego ziomale

3D or not 3D? That is a question…

Harry Potter and the Deathly Hallows part 1 nie był kręcony w 3D. Harry Potter and the Deathly Hallows part 2 też nie. Film został wrzucony do trójwymiarowego wora na szybko, w celu narobienia jeszcze większego rozgłosu (jakby było to jeszcze potrzebne). 3D z post produkcji może wypaść fatalnie (patrz: „Starcie tytanów”) albo zaskakująco dobrze („Thor”). Nowemu Potterowi bliżej do produkcji udanych.

Najbardziej zdumiał mnie fakt, że film, który prawie cały dzieje się w nocy, nie został spartolony tak bardzo pod względem jasności jak najnowsza piracka opowiastka w 3D. „Piraci z Karaibów: Na nieznanych wodach” byli kręceni kamerami 3D i wyglądają jakby książę ciemności wyrzygał się na taśmę. W niektórych scenach nie można nawet dojrzeć bohaterów.

Pirates of the Caribbean On Stranger Tides

Z kolei „Harry Potter i Insygnia Śmierci: część II” był przerabiany sztucznie do 3D, a wyszedł zjadliwie. Mówiąc szczerze przez pierwsze pół godziny byłem w szoku, że nie wygląda to jak ostatnia tragedia. Film rozgrywa się prawie w całości w nocy, a jak wiadomo 3D w kinie ciemnych scen za bardzo nie lubi. W wielu momentach twórcy dali na szczęście więcej światła na twarze bohaterów, jasne wybuchy i tym podobne akcje. Dzięki temu z całego seansu może 5-10 minut jest naprawdę za ciemnych. Reszta, o dziwo, nie wygląda źle.

Co do efektu 3D, to jest on bardziej namacalny niż np. w „Transformers: Dark Of The Moon”. Widać go wyraźnie w wielu miejscach. Wielokrotnie efekt przypomina kartonowe wycinanki, z płaskimi postaciami oddalonymi od płaskiego tła. Można to lubić lub nienawidzić. Mi się nawet podobało, bo 3D było widać wyraźnie. Jeśli już płacę dodatkową kasę za bilet na seans trójwymiarowy, to chcę ten trójwymiar widzieć.

Problem jest tylko jeden. Znów nie mamy wyboru. Osobiście myślałem, że Harry Potter w 3D będzie koszmarny i miło się rozczarowałem. Jest ok, a jeśli przypomnimy sobie, że film był konwertowany, to nawet bardzo dobrze. Niemniej widz znów nie ma możliwości wyboru. W całym Poznaniu nie ma ani jednego kina, w którym film leciałby w wersji 2D i z napisami.

 

Mówiąc krótko – film jest świetny, 3D miało być tragiczne, a wyszło nieźle, ale brak możliwości samodzielnego wyboru między 2D, a 3D zaczyna mnie wkurzać. Lubię obraz trójwymiarowy w kinie, ale gdy świadomie się na niego decyduję, a nie gdy wpycha mi się do gardła jak hodowlanej gęsi. Na szczęście widzowie nie gęsi, iż swój język mają. Piszcie więc co myślicie.

 

Fot. na licencji CC Juliana Coutinho Flickr